Jest rok 1914. Na Podhale przybył Lenin z kochanką Nadieżdą Krupską i grupą towarzyszy. W Zakopanem chce rozpocząć światową rewolucję komunistyczną. A w Tatrach schronił się Józef Piłsudski z legionistami. Komendant cieszy się jak dziecko zgromadzonym arsenałem, podkomendni ćwiczą się w strzelaniu (idzie im to nie najlepiej). Spotkanie obu tych sił w zakopiańskim teatrze zamieni się w scenę niczym w „Bękartach wojny” Tarantino.
To tylko fragment intrygi „Niebezpiecznych dżentelmenów”, wszystko zaczęło się od ostrej imprezy u Witkacego, podczas której nadużywano peyotlu, co spowodowało zaniki pamięci. O skutkach zabaw z używkami opowiadała popularna komedia Todda Phillipsa „Kac Vegas”, do której część recenzentów przyrównuje film Macieja Kawalskiego.
Takie porównania, choć nieco uzasadnione, wyrządzają szkodę reżyserowi i zarazem autorowi scenariusza „Niebezpiecznych dżentelmenów”. Pomysł wyjściowy jest podobny – skutki szalonej nocy wpędzają bohaterów w tarapaty w coraz szybszym tempie komplikujące ich sytuację. W tym, co zaproponował Maciej Kawalski, nie ma hollywoodzkiego wygłupu, jest zabawa na różnych poziomach.
Czytaj więcej
Czy „The Last of Us” przekona w końcu wszystkich, że z gier wideo może powstać dobry scenariusz?
Są proste żarty, ale i coś z dawnej burleski, zwłaszcza w sposobie pokazania perypetii zabieganego Tadeusza Boya-Żeleńskiego, który bezskutecznie chce wyjść z opresji. Tomasz Kot w tej roli ma coś z Bustera Keatona. Nad filmem unosi się też duch Monty Pythona, grupy proponującej dalekie od poprawności surrealistyczne spojrzenie na historię.
To nie wydarzyło się naprawdę, ale mogło się zdarzyć – informują twórcy „Niebezpiecznych dżentelmenów” i proponują alternatywny bieg historii. Michał Czernecki jako Józef Piłsudski nie patrzy przenikliwie spod brwi, ma oczy swawolnego Józia, który za chwilę rozpocznie bijatykę.
Jacek Koman gra nieco safandułowatego Lenina, bo o wszystkim decyduje przebojowa Nadieżda Kupska (Wiktoria Gorodeckaja). Joseph Conrad, bo i on jest w Zakopanem, to dystyngowany angielski dżentelmen, ale w czasie egzotycznych podróży niejedno morderstwo widział i ma przećwiczone, jak walczyć o życie.
Czytaj więcej
Największe sukcesy kasowe roku otrzymały nominacje, ale znacznie więcej zgarnęły filmy o ambicjach artystycznych.
Postaci historyczne pojawiają się w natężeniu rzadko spotykanym w polskim kinie. Często migną przez moment, Maria Pawlikowska-Jasnorzewska w teatralnym foyer do przyjaciółki o mężczyźnie powie więc niedbale frazą swojego wiersza: „Nie widziałam go już od miesiąca. I nic jestem bledsza, trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca”. Tą poezją wzruszały się przed laty nastolatki i kobiety, dziś jest ona zapomniana.
Dlatego „Niebezpieczni dżentelmeni” to film dla widzów inteligentnych, którzy wśród gagów i żartów potrafią wychwycić różne smaczki, choćby ten z Karolem Szymanowskim złoszczącym się z powodu ciągłego nazywania go drugim Chopinem.
Ogromnym atutem jest też inteligentne aktorstwo, bez niego purnonsensowa komedia straciłaby styl. To przede wszystkim czwórka tytułowych dżentelmenów: Marcin Dorociński jako Witkacy – wyluzowany, a jednocześnie skupiony na sobie, egocentryk, który co i rusz wybucha. Tworzy zgrany duet z Wojciechem Mecwaldowskim, który tym razem nieco okiełznał swoją żywiołowość i stworzył kapitalną postać Bronisława Malinowskiego zbierającego fundusze na wyprawę (jej efektem będzie potem słynne „Życie seksualne dzikich”).
Doskonale dopasowuje się do nich ze swoim dystyngowanym aktorstwem Andrzej Seweryn (Joseph Conrad). I jest Tomasz Kot jako Tadeusz Boy-Żeleński, od którego zaczęła się ta kryminalno-polityczna afera. Na znanej z poważnych kreacji, skupionej twarzy aktora pojawił się znów cień komediowego szaleństwa, bo przecież Tomasz Kot swoim talentem dodawał kiedyś rangi polskim filmom kategorii B.
Czytaj więcej
„Chleb i sól”, debiut fabularny Damiana Kocura, to opowieść o Polakach z trudem budujących swoje życie, ale też o Polsce, w której narasta nietolerancja.
Wysokiej klasy aktorstwo mamy i w licznych epizodach, choćby Anna Seniuk jako pacjentka dr. Żeleńskiego, a więc zasługi w powstaniu „Niebezpiecznych dżentelmenów” ma też reżyserka obsady Nadia Lebik.