Chuligańskie wybryki kibiców piłkarskich sięgają lat 80. XX wieku w Anglii. To w czasach rządów Margaret Thatcher Anglicy siali postrach na stadionowych trybunach i w miastach całej Europy. Fala agresji przeniosła się szybko do Niemiec, Włoszech, Europy Wschodniej i Argentyny. Dzisiaj uczestnicy tamtych zdarzeń to otoczeni szacunkiem weterani, którzy kształtują młodszych kibiców.
– Kibolem staje się kibic, gdy nie wystarcza mu fanatyczna miłość do jego drużyny – uważa jeden z angielskich kiboli.
Są w różnym wieku – od nastolatka do emeryta, reprezentują wszystkie warstwy społeczne i światopoglądy. Potrzebują ponoć choć na chwilę uwolnić się bycia trybikiem w maszynce życia i ciągłego podporządkowania się społecznego. Nie manifestują miłości do klubu nosząc jego barwy, a tworzą hermetyczne środowisko. No i podobno żaden klub nie jest od nich wolny.
Przynależność do grupy, przez którą wcale nie jest łatwo zostać zaakceptowanym, daje im błogie poczucie bezpieczeństwa. Szacunek odczuwają jedynie do kolegów z grupy. Kiedy raz wejdzie się do tego środowiska, już się w nim pozostaje.
Pierwszym punktem honorowego kodeksu kibola jest nieużywanie żadnej broni w starciu z przeciwnikiem. Walczyć trzeba na pięści, a pojedynek zakończyć wtedy, gdy rywal padnie na ziemię. Kumpla się nie zostawia. Lecz, kto przestrzega tego kodeksu? Za granicą budzą wyjątkowy lęk, co też pokazuje autor filmu, Donal MacIntyre.