Tymon prowokuje. Musical "Polskie gówno"

Musical „Polskie gówno” to świetna, ostra satyra na polski kapitalizm.

Aktualizacja: 03.02.2015 06:19 Publikacja: 02.02.2015 20:00

Robert Brylewski (Stan Dudeyko) i Tymon Tymański (Jerzy Bydgoszcz) w scenie z filmu

Robert Brylewski (Stan Dudeyko) i Tymon Tymański (Jerzy Bydgoszcz) w scenie z filmu

Foto: Next Film

Powstał film, który jest wybuchowym połączeniem dramaturgii „Blues Brothers" i antyestetyki „Wesela" Wojciecha Smarzowskiego. Tymon Tymański, czołowa postać polskiej alternatywy, zagrał tam knajpianego wycirusa chałturzącego na zabawie u powiatowego barona – gołego jak święty turecki i po szyję utytłanego w prowincjonalnych układzikach.

Zobacz więcej zdjęć



W tej roli oglądaliśmy w „Weselu" Mariana Dziędziela. W „Polskim gównie" jest on ojcem rockmana Jerzego Bydgoszcza (Tymon Tymański), lidera Tranzystorów. Ratuje zbankrutowanego syna dwiema stówkami. I jajówą! (dla niewtajemniczonych – jajecznica).

Niepoprawny Tymon

Robienie sobie jaj z wszystkiego to specjalność Tymona Tymańskiego. Były lider yassowej Miłości jest również twórcą legendarnej płyty Kur „P.O.L.O.V.I.R.U.S.", na której z Leszkiem Możdżerem (w „Polskim gównie" gra garbatego organistę) wyśmiał cały nasz polski cyrk. Ośmieszył zakłamanych komuchów, solidarnościowców, którzy stali się obrzydliwymi świętoszkami, gejów i kiboli.

Tymon zawsze miał niewyparzoną gębę, drwił sobie z politycznej poprawności i może dlatego nie zrobił kariery w świecie talent show jak Maciej Maleńczuk. Bo przecież talentu kompozytorskiego mu nie brakuje. Sam siebie nigdy nie oszczędzał – drwił z własnych wpadek, również w życiu prywatnym. Byłego teścia – Roberta Brylewskiego, lidera legendarnych Izraela i punkowego Kryzysu – obsadził w „Polskim gównie" w kluczowej roli muzyka Tranzystorów – Stana Gudeyki.

Punkt wyjścia punkowego musicalu, który powstawał tak długo, że wielu uznało, że nigdy nie powstanie, jest zabawną grą z „Blues Brothers", wpisaną w bezwzględną, ekonomiczną rzeczywistość Polski. Żeby zebrać kasę na spłatę długów, Jerzy Bydgoszcz skrzykuje rozproszonych muzyków. Tymański uwielbia prowokować w najbardziej absurdalny sposób. Dlatego wprowadza do akcji komornika Czesława Skandala (Grzegorz Halama).

Skandal chce się wzbogacić na cudzym bankructwie. Zostaje menedżerem i wydawcą zespołu, który nie zarobi nic, by zarobił on. Skutecznością, manierami i wyglądem menago nie różni się od mafiosów z początku lat 90. Czarna skóra, wąsik, fura i komóra są tego najlepszym potwierdzeniem.

Bohaterowie „Blues Brothers" w celu zgromadzenia pieniędzy na uratowanie zadłużonego sierocińca występowali w podejrzanych spelunkach, a nawet w klubach country. Grupa Bydgoszcza goni za groszem przez naszą prowincję, co jest pretekstem do pokazania wielu polskich paranoi. Tranzystory wykonują w katolickiej szkole piosenki o księżach, którzy w pałacu biskupim nosili czerwone slipy z napisem „Roma". Występują w barze, gdzie muszą robić przerwę, by jedyny słuchacz (Czesław Mozil) mógł udać się do toalety. Zmagają się z menedżerami klubów, którzy zamiast honorarium proponują słoiki z ogórkami kiszonymi.

A im Tranzystory są bliżej finansowego dna, tym bardziej rzeczywistość zmusza ich do artystycznego kompromisu, czyli udziału w korporacyjnych eventach i telewizyjnym talent show w Polwsadzie.

Trzeba ostrzec tych, którzy źle reagują na humor pikantny, z męskiej szatni, niewolny od mocnych i perwersyjnych zabaw słownych. Tymański i reżyser Grzegorz Jankowski nie upiększają polskiego show-biznesu. Jankowski bawi się formą kręconego telefonem komórkowym filmu w filmie oraz quasi-pornograficznej orgietki z salami w roli głównej. Obleśny menago chędoży głupią dziennikarkę, wóda się leje litrami, kokę zaś wciąga się z deski klozetowej.

Rockowo i pastiszowo

Muzyczna ścieżka jest świetna. Tymański skomponował zarówno ostre, jak i przebojowe pastiszowe piosenki wykonywane w kiczowatym stylu disco polo. Każdy ma swoją solówkę, a pikantne epizody zagrali Sonia Bohosiewicz (Giga) i Arkadiusz Jakubik (Dudek Maszczyk). W ich postaciach można się dopatrzyć aluzji do czołowych postaci polskiego rocka.

Film jest również hołdem oddanym Robertowi Brylewskiemu. Przypomniany na początku koncert sprzed lat legendarnej grupy Kryzys i zacytowany wywiad z młodziutkim Brylewskim nie są absurdalnymi wtrętami, tylko mają pointę w finale. Brylewski mówił w czasach PRL o buncie przeciwko wszystkiemu, co zakłamane i miałkie. Teraz, jak mało kto, ma prawo szydzić z dzisiejszej Polski, bo w masowych mediach sięgnęła dna, a Polacy oszaleli na punkcie konsumpcjonizmu i robienia kasy.

Stan psychodeliczny

Antybohaterem pokolenia Brylewskiego był Wojciech Jaruzelski, który zniszczył wolnościowy karnawał „Solidarności" stanem wojennym. Pamiętne telewizyjne wystąpienie Jaruzelskiego wraca w filmie Jankowskiego – po to, by Brylewski ubrany w generalski garnitur mógł odwołać stan wojenny i wprowadzić stan psychodeliczny.

Nie warto zdradzać groteskowego finału, ale recepta, jaką wygłasza Brylewski, jest taka, żeby się nie angażować w polskie gówno. Piękne jest to, że teraz – gdy jest łysym, dotkniętym przez życie punkowcem – powtarza dokładnie to samo, co mówił, gdy był chłopcem z jasną czupryną wchodzącym w dorosłe życie. Może w jego przypadku nie potoczyło się ono jak w amerykańskim śnie, który stał się obsesją wielu Polaków, ale pozostał sobie wierny.

Powstał film, który jest wybuchowym połączeniem dramaturgii „Blues Brothers" i antyestetyki „Wesela" Wojciecha Smarzowskiego. Tymon Tymański, czołowa postać polskiej alternatywy, zagrał tam knajpianego wycirusa chałturzącego na zabawie u powiatowego barona – gołego jak święty turecki i po szyję utytłanego w prowincjonalnych układzikach.

Zobacz więcej zdjęć

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Film
Rekomendacje filmowe na weekend: Stara Anglia, Sudan i miasto bogów
Film
Solidarność’24: dawne ofiary Margaret Thatcher pomagają syryjskim uciekinierom
Film
Tajemnica zaginionego ciała Wandy Rutkiewicz na Millenium Docs Against Gravity
Film
Laureaci i laureatki MASTERCARD OFF CAMERA 2024
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Film
Nie żyje aktor Bernard Hill. Miał 79 lat