Nie pomogły ostrzeżenia ekonomistów ani głosy rozsądku ze strony kilku członków rządu. Decyzja, która system finansów publicznych może kosztować nawet 30 mld zł rocznie, przeszła przez ostatni etap akceptacji i uzyskała podpis prezydenta Andrzeja Dudy.
Nowe przepisy zaczną obowiązywać od początku października 2017 r. Wówczas poprzeczka uprawniająca do świadczenia emerytalnego przestanie się podnosić (wiek emerytalny stopniowo rośnie od czterech lat). Granica ta powróci do poziomu sprzed 2012 r. Kobiety będą mogły przejść na garnuszek państwa po 60 latach pracy, a mężczyźni po 65.
– Zobowiązanie zostało spełnione. Jest to dla mnie moment wielkiej satysfakcji i radości – mówił prezydent, składając podpis na dokumencie.
Obniżenie wieku emerytalnego było flagowym hasłem jego kampanii wyborczej. Kiedy Kancelaria Prezydenta pokazała projekt, większość ekonomistów i część rządu liczyła, że zostanie on zmodyfikowany o zapisy ograniczające nagłą falę nowych emerytów. Jednym z nich była koncepcja wbudowania wymogu odpowiedniego stażu składkowego. Za tym rozwiązaniem opowiadali się m.in. były już minister finansów Paweł Szałamacha i wicepremier Mateusz Morawiecki.
Projekt jednak przeszedł przez rząd w niezmienionej, potencjalnie najbardziej kosztownej wersji. W takim kształcie przemknął przez Sejm i Senat i taki też uzyskał aprobatę Andrzeja Dudy.