Dmitrij Miedwiediew ogłosił w poniedziałek, że Rosja przedstawi nowe zasady światowego porządku finansowego podczas szczytu G20 w Londynie (2 kwietnia). – Proponujemy opracowanie międzynarodowego porozumienia określającego globalne standardy regulowania i nadzoru w sektorze finansowym. Stałoby się ono obowiązujące dla wiodących gospodarek świata, w tym dla krajów-emitentów walut rezerwowych – zapowiada w kremlowskim portalu rosyjski prezydent.
Miedwiediew proponuje też rozszerzenie spisu walut uznawanych za rezerwowe. Ta dywersyfikacja uniezależniłaby gospodarki rynków rozwijających się (jak rosyjski) od tąpnięć amerykańskiej waluty. Najbardziej „rewolucyjna” propozycja Miedwiediewa dotyczy reformy MFW i stworzenia ponadnarodowej waluty rezerwowej emitowanej przez międzynarodowe organizacje finansowe.
Rosjanie negatywnie oceniają zakończony w kwietniu 2008 pierwszy etap reformy funduszu: „Musimy wypracować wariant bardziej radykalny, odpowiadający dzisiejszemu układowi sił w światowej gospodarce” – czytamy na stronie Kremla.
Andriej Gangan, główny analityk moskiewskiej kompanii finansowej Kalita-Finans, ocenia, że te propozycje są interesujące, ale mają małe szanse na realizację. – W MFW USA mają 17,5 proc. głosów, Japonia – 6,3 proc., a trzecie Niemcy – 5,5 proc. Trudno liczyć, że Stany dopuszczą do ograniczenia swojej roli. Słuszny postulat większych funduszy MFW też jest trudny do zrealizowania. Dziś jego zasoby to ok. 250 mld dol., a na walkę z kryzysem potrzeba biliona. Kraje bogate chcą, by do MFW dołożyły się państwa, które zgromadziły duże rezerwy złotowo-walutowe, jak Chiny, Japonia, Arabia Saudyjska czy Rosja – mówi analityk.
Ryszard Petru, ekonomista SGH, uważa, że to propozycje bardziej polityczne niż ekonomiczne. A Rosja raczej nie zgodzi się dołożyć do funduszu, bo ma kłopoty. Walut rezerwowych też nie może być za dużo, choć jest zasadne, by w w przyszłości większą rolę zyskały chiński juan i japoński jen.