Prezes Mesko Waldemar Skowron przyznaje, że nie spodziewał się takiej zdecydowanej odpowiedzi na ofertę zarządu, zwłaszcza że w Skarżysku o nową pracę trudno, a bezrobocie w mieście przekracza 20 proc.
Zaskoczeni wynikami programu, który będzie firmę kosztował ok. 6 mln zł, są nawet sami związkowcy. Związki zawodowe konsekwentnie zabiegały o restrukturyzację z ludzką twarzą. – Chodziło o to, by godnie rozstawać się przede wszystkim z najstarszą kadrą, która Zakładom Metalowym poświęciła kawał życia – mówi Stanisław Głowacki, związany z Mesko przewodniczący „Solidarności” w całym przemyśle obronnym.
Do odejść zachęcały więc wyjątkowo wysokie jak na Skarżysko odprawy. Uwzględniając wszelkie możliwe dodatki i gratyfikacje, żegnający się z firmą pracownicy mogli uzyskać wypłaty w wysokości od 10 do 20 średnich pensji. – Przeciętna odprawa to w rzeczywistości ok. 30 tys. zł – studzi emocje Stanisław Głowacki. Zdaniem przewodniczącego to nie pieniądze skłaniały ludzi do odejścia, ale szok po tąpnięciu w zbrojeniówce, kiedy z dnia na dzień armia zaczęła ograniczać zamówienia, a posady w fabrykach znów stały się niepewne.
Gdy wnioski o możliwość odejścia z firmy zatrudniającej ponad 1,7 tys pracowników zgłosiło 237 osób, nawet szef „Solidarności” nie krył zdziwienia tak dużym zainteresowaniem programem odejść. Wprawdzie podczas jego negocjacji przyjęto, że firma nie postawi odchodzącym warunków, ale nikt do końca nie wierzył, że z zakładu odchodzić będą nie tylko szeregowi pracownicy, ale także menedżerowie– łącznie z szefem jednego z dużych zakładów.
W rezultacie pojawiły się problemy związane z organizacją procesów technologicznych. – Odejście kierownika zakładu było spodziewane, przygotowywaliśmy już następcę, z pozostałymi wakatami firma też sobie poradzi – zapewnia prezes Skowron.