Po miesiącach domysłów i medialnych spekulacji, co się stanie z jedną z największych telewizyjnych stacji w Polsce, ITI oraz francuski Canal+ Group (grupa Vivendi) wydały z siebie w końcu komunikat.
Nie jes ani obszerny, ani precyzyjny. Nie padają w nim słowa „transakcja”, „przejęcie”, „akcje”. Pada zaś sformułowanie: „strategiczne partnerstwo”. Konia z rzędem temu, kto odgadnie, co kryje się za tym sformułowaniem.
W głowę zachodzą też konkurencja i partnerzy biznesowi Grupy TVN, czyli Telekomunikacja Polska, Cyfrowy Polsat oraz polskie sieci kablowe. Część z nich domyśla się, że w efekcie rozmów prowadzonych przez strony może dojść do zmian właścicielskich w grupie TVN. Dziennikarze, z małymi wyjątkami, ciągle trzymają się wizji, że dojdzie do przełomowej na naszym rynku transakcji, a rodziny, które tworzyły TVN zejdą ze sceny dramatu z wypchanymi gotówką kieszeniami.
Co stanie się z grupą TVN jednak ciągle nie wiemy. Co można powiedzieć na pewno? Mało. Po pierwsze, że w dobie cyfryzacji, sprzedaż inwestorowi branżowemu stacji telewizyjnej w jej tradycyjnym modelu nie jest łatwa. Po drugie, wyłączność, jaką uzyskała Canal+ Group oznacza, że nie ma jej amerykański koncern Time Warner. Co z kolei znaczy, że nadzieje rodzimych sieci kablowych, iż pojawi się w Polsce nowy silny gracz, konsolidujący rynek największych TVK (Time Warner ma przecież sieci kablowe w portfelu) można odłożyć ad acta. Na to, że Canal+ Group zacznie konsolidować rynek kablowy w Polsce liczyć nie należy. Gdyby miało się to zacząć – zaczęłoby się już dawno.
Wyłączność Francuzów w rozmowach z TVN oznacza więc status quo dla kablowego rynku. Uprawnia też twierdzenie, że deficyt amerykańskiego kapitału sprawi, że wewnętrzna konsolidacja ruszy z kopyta.