– Polska jest dla nas bardzo ważnym rynkiem i już od kilku lat promujemy tu nasz program – mówi Arnold Longboy, dyrektor ds. rekrutacji na londyńskim kampusie Chicago Booth School of Business (BSB), który niedawno spotkał się w Warszawie z potencjalnymi kandydatami do programu MBA na tej uczelni. Chicago BSB, która ma już nawet polski klub swych absolwentów, promuje się dziś nie tylko w Europie, ale też w Azji, gdzie ma kampus w Singapurze.
Na światową promocję stawia dziś zresztą większość zachodnich szkół biznesu. Przy Chinach czy Rosji Polska jest niewielkim rynkiem, ale za to chłonnym. Doceniły to m.in. Oxford University i International University of Monaco, które niedawno zaczęły się u nas promować przez jedną z agencji PR.
Arnold Longboy ocenia, że w londyńskim programie Executive MBA na 90 słuchaczy co roku było ostatnio czterech – pięciu menedżerów z Polski. Czy tak będzie teraz, nie wiadomo. – Dwa najbliższe miesiące będą dla nas czasem próby, sprawdzimy, jak bardzo dotknął nas kryzys – dodaje Longboy.
Co prawda do programu Executive MBA, który zaczyna się w czerwcu, zgłosiła się podobna liczba chętnych jak rok wcześniej, ale to wcale nie znaczy, że wszyscy podejmą naukę. Niektórzy przekładają plany studiów, gdyż są zbyt obciążeni pracą albo nie mogą sobie teraz zapewnić finansowania.
Za zagraniczne studia MBA na dobrej uczelni trzeba zapłacić 30-80 tys. dolarów (czyli 100 – 270 tys zł.) nie licząc kosztów utrzymania podczas kilkudniowych wyjazdowych sesji.