Banki będą jeszcze bankrutować

- Normalny obywatel świata najczęściej obawia się jedynie o swoje dochody i miejsce pracy - podkreśla Manfred Schepers, wiceprezes Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju

Publikacja: 14.09.2009 02:07

Banki będą jeszcze bankrutować

Foto: Fotorzepa, Pio Piotr Guzik

[b]RZ: Czy może się na świecie powtórzyć katastrofa porównywalna do upadku banku Lehman Brothers?[/b]

Manfred Schepers: Nie. To nie znaczy jednak, że wykluczone jest bankructwo dużego banku. Takie wydarzenia będą jeszcze miały miejsce. Świat jednak się zmienił, a regulatorzy rynków starają się dociec, jakie będą ostateczne skutki kryzysu. Jaka powinna być wielkość kapitału niezbędna do bezpiecznego funkcjonowania bankowości. Skąd ten kapitał powinien pochodzić. I co tak naprawdę banki powinny robić. Na te wszystkie pytania nie znajdujemy jeszcze odpowiedzi. Być może przyszłość banków powinna polegać na działalności konsumenckiej, czyli powinny obsługiwać klientów z definicji niebędących ekspertami finansowymi. To znaczy: udzielać kredytów konsumenckich i hipotecznych, gromadzić lokaty, wydawać karty kredytowe. Dlatego trzeba stworzyć szczegółowe regulacje dla tego sektora, tak samo jak dla banków zaangażowanych na rynkach kapitałowych, które zajmują się finansowaniem działalności wielkich korporacji. Gdyby doszło do bankructwa któregoś z nich, nie rozpadnie się światowy system finansowy i nie będzie katastrofy, jaką przeżyliśmy. Problemem Lehman Brothers było to, że działał on w tak wielu segmentach rynku. Mam jednak nadzieję, że regulatorzy rynku bankowego pozwolą bankom na prowadzenie działalności obciążonej ryzykiem. Bo jeśli będą się tam poruszały możliwie rozsądnie, wypracują zyski. Jeśli popełnią błędy, zbankrutują i będzie to ich koniec, ucierpi wówczas może ich kilku klientów, ale nie cały świat. Działalność bankowa nie powinna się różnić w tym przypadku od sektora IT czy produkcji samochodów. Ale kiedy bank bankrutuje, jest niedopuszczalne, by ludzie tracili swoje oszczędności.

[b]Czy ten kryzys zmienił sposób myślenia ludzi o gospodarce?[/b]

Normalny obywatel świata nadal nie rozumie do końca, co się stało. Nie rozumiejąc, na czym tak naprawdę polega kredytowanie gospodarki, najczęściej obawia się jedynie o swoje dochody i miejsce pracy. Liczy, że u jego pracodawcy nic się nie zmieni, ewentualnie może nawet pojawią się jakieś nowe oferty z zewnątrz. Przy takim bardzo spokojnym podejściu osiągnięcie wzrostu gospodarczego jest absolutnie możliwe. Może nie wszędzie będzie on imponujący. Jestem Holendrem, a gospodarka mojego kraju może rosnąć w przyszłości w tempie 1 proc. PKB. Nie mam nic przeciwko temu, abyśmy byli co roku bogatsi o jeden procent. Zwłaszcza jeśli ktoś – jak to jest w moim kraju – ma dom, dwa samochody i wszystko, co jest potrzebne do wygodnego życia. Ale są takie kraje jak Polska, które potrzebują znacznie więcej. Muszą zrobić wszystko, aby zwrócić na siebie uwagę wielkich, ale wiarygodnych kredytodawców. Bo dynamiczny rozwój w poprzednich latach także w waszym kraju był spowodowany dostarczaniem gospodarce ogromnych ilości tlenu. Teraz nikt nie ma wątpliwości, że tego tlenu będzie znacznie mniej.

[b]Nie sądzi pan, że przed kryzysem gospodarka światowa miała tego tlenu zbyt dużo?[/b]

[wyimek]Wszędzie musi powstać nowa architektura finansowa. Jeśli jakiś kraj nie planuje szybkiego wejścia do strefy euro, niezbędny jest własny solidny system finansowy[/wyimek]

Zdecydowanie. Tym bardziej że był on pompowany w najróżniejszych formach. Tysiące aparatów tlenowych widziałem na amerykańskim i brytyjskim rynku nieruchomości, w pewnym stopniu również w Polsce. Jeśli ktoś jest przekonany, że jego dom będzie wart pięciokrotnie więcej za kilka lat, wydaje pieniądze beztrosko, sądząc, że finansowo jest zabezpieczony dzięki wysokiej wartości domu. Dostępność kredytu, zwłaszcza hipotecznego, dla ludzi, którzy nie mogli sobie na to pozwolić, doprowadziła do załamania na rynku. Poprzednie kryzysy – meksykański, rosyjski, w Azji Południowo-Wschodniej – oraz załamanie na rynku IT wynikały z tego, że w globalnej skali pompowano ogromne środki w jeden tylko sektor: małą grupkę banków lub tylko w kasę kilku rządów. W mniejszym stopniu takie inwestycje pojawiały się w innych krajach świata, także w Europie Środkowej, a banki były zachwycone, że oto nagle pojawiły się środki, które nie pochodzą z normalnych depozytów. Nie miało znaczenia, czy są to kredyty hipoteczne wysokiego ryzyka czy dobre papiery, jakimi są polskie obligacje państwowe.

[b]Jakie banki w takim razie mają przyszłość?[/b]

Przedewszystkim banki tradycyjne. Nie widzę żadnych kłopotów dla działalności PKO BP czy Pekao SA. Natomiast takie banki jak szwajcarski UBS

– który ma niewielu klientów, znikome kredyty, jakich im udziela, i ogromny portfel najróżniejszych usług świadczonych osobom i instytucjom, które nie są jego klientami – będą musiały pomyśleć o przeprofilowaniu swojej działalności. Takie banki chętnie wykupywały aktywa innych instytucji finansowych, które czyściły sobie bilanse. Nabywcy zaś traktowali toksyczne aktywa jako rynkowe ryzyko.

Kiedy zdał pan sobie sprawę z tego, że kraje, w których działa Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju, tak dotkliwie ucierpią z powodu kryzysu?

Dość późno. Chyba pod koniec lata ubiegłego roku. Pogląd był taki: banki działające w Europie Środkowej nie mają obciążeń w postaci skomplikowanych produktów. Polskie banki miały w swoim portfelu krajowe kredyty konsumenckie i hipoteczne. Deficyt budżetowy nie był rozdęty, a zagraniczny kapitał, jaki tutaj napływał, pochodził najczęściej z centrali banków matek. Zwróćmy uwagę, że te właśnie banki, które są najbardziej zaangażowane w regionie, nie ucierpiały tak bardzo: UniCredit, Erste Bank...

[b]A Citigroup?[/b]

Ten bank zaangażował się w Polsce za pośrednictwem Citibanku Handlowego. Ale jeśli spojrzymy na duże inwestycje amerykańskich gigantów, które ucierpiały najbardziej, w całej Europie Środkowej i Wschodniej jest tylko jeden przykład – Handlowy. To wszystko. Jeśli chodzi o banki brytyjskie, nie mają one tutaj żadnej inwestycji. Powszechnie więc sądzono, że ponieważ praktycznie żaden z banków funkcjonujących w regionie nie ma problemów, także region nie powinien mieć problemów.

[b]Nie sądzi pan, że takie podejście było trochę naiwne?[/b]

Było. Nikt również nie zdawał sobie sprawy z tego, że wraz z upadkiem Lehman Brothers zniknie rynek międzybankowy. A to jest krwiobieg tak światowych, jak i lokalnych finansów. Przy tym Europa Środkowa była finansowana właśnie dzięki pieniądzom z rynku międzybankowego. Commerzbank pożyczał BRE, UniCredit – Pekao SA, a PKO BP pożyczał od wszystkich wielkich banków. Gdy wybuchł kryzys, wkroczyły banki centralne, zainteresowały się zasobami gotówki w bankach i niemal z dnia na dzień zniknęły linie kredytowe dla banków na Węgrzech, w Polsce czy w Czechach. Ten kryzys zmienił cały świat, także Polskę.

Wszędzie musi powstać nowa architektura finansowa. Jeśli jakiś kraj nie planuje szybkiego wejścia do strefy euro, niezbędny jest własny solidny system finansowy.

Na jakąś hybrydę zawieszoną na dobrym samopoczuciu nie ma co liczyć.

[ramka][srodtytul]CV[/srodtytul]

Manfred Schepers jest wiceprezesem Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju od 2006 r. Jest wychowankiem London School of Economics, z zawodu bankierem. Przez 17 lat pracował w szwajcarskim banku UBS, gdzie doszedł do stanowiska wiceprezesa. Jest specjalistą od funkcjonowania rynków kapitałowych, ekspertem specjalizującym się w ocenach sytuacji na rynkach obligacji skarbowych oraz regulacji na rynkach finansowych. [i]—d.w.[/i][/ramka]

[b]RZ: Czy może się na świecie powtórzyć katastrofa porównywalna do upadku banku Lehman Brothers?[/b]

Manfred Schepers: Nie. To nie znaczy jednak, że wykluczone jest bankructwo dużego banku. Takie wydarzenia będą jeszcze miały miejsce. Świat jednak się zmienił, a regulatorzy rynków starają się dociec, jakie będą ostateczne skutki kryzysu. Jaka powinna być wielkość kapitału niezbędna do bezpiecznego funkcjonowania bankowości. Skąd ten kapitał powinien pochodzić. I co tak naprawdę banki powinny robić. Na te wszystkie pytania nie znajdujemy jeszcze odpowiedzi. Być może przyszłość banków powinna polegać na działalności konsumenckiej, czyli powinny obsługiwać klientów z definicji niebędących ekspertami finansowymi. To znaczy: udzielać kredytów konsumenckich i hipotecznych, gromadzić lokaty, wydawać karty kredytowe. Dlatego trzeba stworzyć szczegółowe regulacje dla tego sektora, tak samo jak dla banków zaangażowanych na rynkach kapitałowych, które zajmują się finansowaniem działalności wielkich korporacji. Gdyby doszło do bankructwa któregoś z nich, nie rozpadnie się światowy system finansowy i nie będzie katastrofy, jaką przeżyliśmy. Problemem Lehman Brothers było to, że działał on w tak wielu segmentach rynku. Mam jednak nadzieję, że regulatorzy rynku bankowego pozwolą bankom na prowadzenie działalności obciążonej ryzykiem. Bo jeśli będą się tam poruszały możliwie rozsądnie, wypracują zyski. Jeśli popełnią błędy, zbankrutują i będzie to ich koniec, ucierpi wówczas może ich kilku klientów, ale nie cały świat. Działalność bankowa nie powinna się różnić w tym przypadku od sektora IT czy produkcji samochodów. Ale kiedy bank bankrutuje, jest niedopuszczalne, by ludzie tracili swoje oszczędności.

Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Ekonomia
Światy nauki i biznesu powinny łączyć siły na rzecz komercjalizacji
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką