W sytuacji, kiedy hiszpańskie prowincje zgłaszają się do Madrytu po pomoc finansową, mało kto wierzy, że 100 mld euro wystarczy na ratunek gospodarki tego kraju.
Jakby tego było mało, dwa włoskie miasta, Palermo i Neapol, poinformowały, że są na skraju bankructwa. Wcześniej takie kłopoty zgłosiła Sycylia.
W Hiszpanii po Walencji pomocy finansowej od Madrytu chce także Murcia, a za nią Katalonia, która nie jest w stanie samodzielnie zwalczać pożarów nad Morzem Śródziemnym.
To dlatego leciały wczoraj w dół indeksy giełdowe we Włoszech i w Hiszpanii. Hiszpański IBEX spadł o 2,4 proc., do poziomu praktycznie najniższego od dziesięciu lat. Włoski FTMIB spadł o 4 proc. i był najniższy od trzech lat. Ale zła sytuacja odbija się także na stabilnych rynkach – wczoraj wieczorem Agencja Moody's obniżyła do negatywnej ze stabilnej perspektywę ratingów AAA Niemiec, Holandii i Luksemburga. Decyzja ma związek z rosnącą niepewnością co do przyszłych wydarzeń w strefie euro.
Ostro w górę poszło oprocentowanie hiszpańskiego długu – dla obligacji dziesięcioletnich wyniosło ono rekordowe 7,59 proc., dla dwuletnich 6,64 proc. Tak wysokie oprocentowanie praktycznie wyłączyło hiszpańskie prowincje z międzynarodowych rynków finansowych, więc mogą liczyć jedynie na rząd centralny.