To nie jest dobre towarzystwo. Przedstawiona przez chińskie MSZ lista głów państw, które przyjęły zaproszenie prezydenta Chin Xi Jinpinga, składa się w przytłaczającej większości z brutalnych dyktatorów, którzy uzyskali zaszczytne stanowisko nie z woli swoich narodów, ale w drodze represji. Będzie więc prezydent Kazachstanu, który właśnie utopił we krwi demokratyczny zryw swojego narodu, jak i jego koledzy z pozostałych postsowieckich krajów Azji Środkowej. Przyleci rządzący żelazną ręką Egiptem Abd al-Fatah Sisi. W chińskiej stolicy znajdzie się odpowiedzialny m.in. za wywołanie wojny w Jemenie saudyjski następca tronu Mohamed bin Salman.
Na udział w imprezie zdecydował się też peronista, prezydent Argentyny Alberto Fernandez. Jednak już Korea Południowa, choć musi utrzymywać delikatne relacje z chińskim sąsiadem, wysłała tylko przewodniczącego parlamentu.
Gościem honorowym ma być Władimir Putin. Aby jednak nie pozostawiać mu monopolu relacji z Xi, na przylot zdecydował się Wołodymyr Zełenski.
Bojkot dyplomatyczny imprezy pierwsza ogłosiła Ameryka. Joe Biden wskazał, że to znak protestu przeciwko powszechnemu łamaniu praw człowieka przez chiński reżim. Chodzi w szczególności o umieszczenie około miliona Ujgurów w obozach reedukacji, pacyfikację Hongkongu i coraz większe naciski na Tajwan.
Za przykładem Waszyngtonu poszły czołowe kraje Zachodu, w tym Wielka Brytania, Australia czy Japonia. Apel w obronie praw człowieka w Chinach przyjął Parlament Europejski, podobnie jak parlamenty szeregu krajów Unii. Szczególnie bolesne jest złamanie przez Polskę solidarności z małą Litwą, która po otwarciu w Wilnie przedstawicielstwa Tajwanu wystąpiła z formatu 17+1 łączącego Chiny z państwami Europy Środkowej i rzecz jasna nie wysłała przedstawicieli władz na inaugurację Igrzysk.