Ledwie dziewięć dni dzieli dwa wydarzenia, w czasie których egipski przywódca występował w głównej roli. W zeszły poniedziałek na swoim terenie, w kurorcie Szarm el-Szejk, Abd al-Fatah Sisi przewodził wraz z Donaldem Trumpem szczytowi na temat pokoju w Strefie Gazy. W środę reprezentuje swój kraj na pierwszym w historii szczycie Unia Europejska–Egipt.
Tak dobrej passy nie miał ostatnio żaden przywódca arabski, a nawet szerzej – muzułmański. W sprawie budowania nowego Bliskiego Wschodu okazał się istotniejszy dla Trumpa niż przywódcy Arabii Saudyjskiej i Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Mimo że oni obiecali wielomiliardowe inwestycje w USA, a on sam nie tylko nie rozdaje pieniędzy, ale dostaje pomoc od Amerykanów (także militarną) oraz monarchów znad Zatoki Perskiej.
Żaden kraj nie może się równać z Egiptem, jeżeli chodzi o saudyjskie wsparcie. Z centrum pomocy humanitarnej króla Salmana (znanego pod angielskim skrótem KSRelief) popłynęło tam 32,5 mld dol. od momentu powołania tego funduszu, czyli od 2015 r. Sisi został prezydentem rok wcześniej, ale już w 2013 r. był najważniejszą osobą w Egipcie jako szef armii i przywódca antyislamistycznej kontrrewolucji.
Czytaj więcej
Na szczyt w Egipcie, mający uroczyście zakończyć wojnę w Strefie Gazy, zmierzają dziesiątki przyw...