To sedno wyroku Sądu Najwyższego.
Kwestia ta wynikła w sprawie będącej następstwem tragedii podczas studenckich otrzęsin w 2015 r. na jednej z pomorskich uczelni, kiedy doszło do śmiertelnego poturbowania trojga studentów.
Na otrzęsiny przyszło ponad 1000 uczestników podobnie zresztą jak w poprzednich latach, tym razem jednak rektor w związku z remontem budynku, w którym dotychczas odbywała się ta impreza wyraził ustną zgodę na jej przeprowadzenie w sąsiednim budynku, a przewodnicząca samorządu studenckiego deklarowała, że będzie uczestniczyło 300-400 osób, czego rektor nie zweryfikował. Dość szybko zrobiło się bardzo tłoczno, było gorąco i duszno, a szczególne problemy sprawiała komunikacja między dwoma budynkami przez schody, gdzie zaczęły się gromadzić grupki studentów, w końcu powstał zator i stłoczeni zaczęli wpadać w panikę. Osoby na schodach zaczęły przewracać się na siebie, co spowodowało przygniecenie upadających. Sytuację opanowano po kilku minutach, ale śmierć poniosło troje uczestników imprezy, w tym córka i siostra powodów, która zmarła w następstwie niedotlenienia związanego z silnym naciskiem na klatkę piersiową.
Jej najbliżsi pozwali uczelnię o zadośćuczynienie za krzywdę doznaną wskutek śmierci najbliższego członka rodziny, którego zapłaty uczelnia odmówiła. Sąd Okręgowy zasądził 180 tys. zł na rzecz matki ofiary, 120 tys. dla ojca i po 60 tys. zł dla rodzeństwa, a Sąd Apelacyjny w Gdański wyrok utrzymał. Sądy te uznały, że mimo pomocy uczelni dla samorządu studenckiego i zaangażowania firmy ochroniarskiej rektor dopuścił się niedbalstwa przy tej imprezie.
Uczelnia nie dała za wygraną i w skardze kasacyjnej zarzuciła, że sądy mylnie przypisały jej odpowiedzialność za szkodę wyrządzoną nie z winy jej organu tj. rektora, lecz wskutek zachowania samorządu studenckiego.