Mariusza F., właściciela wytwórni słodyczy o statusie zakładu pracy chronionej, dotknęły słowa jego byłego pracownika, które padły w programie TVP „Misja specjalna”, że „pan właściciel prędzej kupi swojemu psu złotą budę i złotą kość do gryzienia, niż zainwestuje w jakieś udogodnienia dla swoich pracowników”. Aleksander K., były technolog produkcji w tej firmie, tymi barwnymi słowami chciał podkreślić, że wielokrotnie zwracał uwagę szefowi na niewłaściwe warunki bhp, niczym w kapitalizmie z przełomu XVIII i XIX w. Powodowi nie podobało się również stwierdzenie, że jako lokalny notabl, mając gruby portfel („powiatowy bonza”), Mariusz F. wykorzystuje swoje koneksje.
Sąd okręgowy nakazał Aleksandrowi K. dość ogólne przeprosiny, natomiast sąd apelacyjny wybrał z jego wypowiedzi dwa najboleśniejsze dla powoda zdania i dosłownie je zacytował w nakazanych przeprosinach.
Adwokat Barbara Kondracka, pełnomocnik pozwanego, przekonywała SN, że sąd nie ma prawa ingerować w treść przeprosin, a ta akurat ingerencja je przedłużyła, co wiąże się z dodatkowymi kosztami ogłoszenia.
Sąd Najwyższy (sygn. I CSK 52/11) nie podzieli tego stanowiska, a nawet jeszcze raz zmienił treść przeprosin: wystarczy zdementowanie twierdzenia, że Mariusz F. „wykorzystuje koneksje i gruby portfel”.
– Tylko dwie wypowiedzi pozwanego naruszały dobra osobiste powoda, gdyż nie jest prawdą, że przedsiębiorca nie inwestował w żadne udogodnienia dla pracowników, nie wykazano mu też, że wykorzystuje koneksje – powiedział sędzia Antoni Górski. – Jeśli zaś sąd uznaje za obraźliwe tylko niektóre wypowiedzi, to naturalnie musi je wskazać. Nie można natomiast w przeprosinach powtarzać dosłownie słów, które naruszyły dobra osobiste powoda, by go nimi ponownie nie obrażać. Dlatego forma przeprosin musi być kontrolowana przez sąd. Mają się składać z nieco ogólniejszych, opisowych określeń.