Jeśli Legutko przesadził, to jakie są standardy?

Czy Ryszard Legutko: filozof, eurodeputowany, były minister edukacji i profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, na łamach „Gazety Wyborczej" naruszy standardy wypowiedzi aż tak, że sprawą musiał się zająć sąd, zmuszając go do przeprosin?

Publikacja: 29.01.2014 02:00

Marek Domagalski

Marek Domagalski

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompala

To pytanie tylko z pozoru  jest retoryczne. Kiedyś słuchałem wywodu, że poprawna angielszczyzna to język, jakim mówi królowa brytyjska. To ona wyznacza standard. Jeśli więc przedstawiciel politycznej i intelektualnej elity musi być skarcony za słowa – to co się dzieje z naszą kulturą? A może coś nie gra z naszą demokracją i wolnością?

Rozumiem stanowisko Sądu Najwyższego, że choć wypowiedzi ocenne, komentarze korzystają z szerszej swobody, nie mogą naruszać godności krytykowanego. „Grubsza skóra" polityków oznacza zaś, że muszą znosić cięższe zarzuty, nie mają jednak więcej swobody w wypowiedziach.

Przypomnijmy: prof. Legutko skomentował niebywałą w polskich warunkach petycję trzech uczniów klasy maturalnej wrocławskiego liceum, domagających się od dyrektora usunięcia symboli religijnych ze szkoły. Działo się to w gorącej atmosferze, tuż po wyroku Trybunału w Strasburgu (sprawa Lautsi przeciwko Włochom), w którym orzekł on (nieprawomocnie), że wieszanie krzyży w klasach narusza prawo rodziców do wychowania dzieci zgodnie z własnym przekonaniem. Później, jak wiadomo, Trybunał w pełnym składzie wycofał się z tego stanowiska.

Oto komentarz Legutki: „To jest typowa szczeniacka zadyma. To nic innego jak robienie chytrej, cynicznej, ideologicznej zadymy przez tych rozwydrzonych i rozpuszczonych przez rodziców smarkaczy". Jak sądy ustaliły, maturzyści opublikowali petycję na portalu internetowym, niemal natychmiast napisała o nich lokalna gazeta, a wkrótce „Gazeta Wyborcza". Potem pojawił się pozew przeciw profesorowi.

Nawet pełnomocnik Legutki nie twierdził przed SN, że była to wypowiedź najwyższego lotu, ale na tle coraz ostrzejszego języka debaty publicznej w Polsce była niewinna. Intencją profesora było zaś „wygaszenie" jątrzącej dyskusji na arcydrażliwy w Polsce temat: obecności symboli religijnych w przestrzeni publicznej.

Co zatem mnie razi w tej sprawie? Nie to, że sąd się nią zajął, bo jeśli wpłynął pozew, to musiał. Razi mnie, że sąd występuje, zapewne wbrew swej woli, w roli cenzora publicznej debaty. Że jeśli nawet chroni drobne naruszenie dobrego imienia maturzystów, to za zbyt wielką cenę. Bo demokracja bez wolności jest niewiele warta.

To pytanie tylko z pozoru  jest retoryczne. Kiedyś słuchałem wywodu, że poprawna angielszczyzna to język, jakim mówi królowa brytyjska. To ona wyznacza standard. Jeśli więc przedstawiciel politycznej i intelektualnej elity musi być skarcony za słowa – to co się dzieje z naszą kulturą? A może coś nie gra z naszą demokracją i wolnością?

Rozumiem stanowisko Sądu Najwyższego, że choć wypowiedzi ocenne, komentarze korzystają z szerszej swobody, nie mogą naruszać godności krytykowanego. „Grubsza skóra" polityków oznacza zaś, że muszą znosić cięższe zarzuty, nie mają jednak więcej swobody w wypowiedziach.

Konsumenci
Pozew grupowy oszukanych na pompy ciepła. Sąd wydał zabezpieczenie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Sądy i trybunały
Dr Tomasz Zalasiński: W Trybunale Konstytucyjnym gorzej już nie będzie
Konsumenci
TSUE wydał ważny wyrok dla frankowiczów. To pokłosie sprawy Getin Banku
Nieruchomości
Właściciele starych budynków mogą mieć problem. Wygasają ważne przepisy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Prawo rodzinne
Przy rozwodzie z żoną trzeba się też rozstać z częścią krów