- Same listy mogą być utworem w rozumieniu prawa autorskiego. Ono wprowadza dodatkową ochronę adresatów. Czyli nie tylko zgoda nadawcy, autora listów jest konieczna do ich opublikowania, ale także odbiorcy lub - jeśli ten nie żyje - osób mu bliskich. Odbiorca musi wyrazić zgodę, bo list może zawierać elementy dotykające sfery jego prywatności - stwierdził adwokat. W przypadku p. Kuźniara można byłoby go bronić, że ujawnienie nadawców miało wyższy cel - walkę z hejtem. Sąd musiałby zważyć, które dobro jest w tym przypadku ważniejsze: nadawcy niewybrednego maila czy odbiorcy listu - stwierdził Maciej Ślusarek.
Zapytany o wygrany dla Edyty Górniak sądowy zakaz publikacji książki "Edyta Górniak bez cenzury", mec. Ślusarek powiedział:
- Sądy naprawdę ostrożnie, ale i mądrze stosują zabezpieczenia tymczasowe w postaci np. zakazu rozpowszechniania. Można go orzec, gdy na początku procesu sąd stwierdzi ewidentne bezprawne naruszenie np. prywatności lub praw autorskich. Zabezpieczenie tymczasowe wydane np. na rok może zostać przedłużone na wniosek strony, jeśli sąd stwierdzi, że nadal rozpowszechnianie może naruszyć prawa strony.
Jak w takim razie zabezpieczyć się przed roszczeniami o ochronę dóbr osobistych, gdy zamierzamy zabrać się za pisanie biografii czy scenariusza opartego na autentycznej historii?
- Wydawca czy producent musi postawić sprawę jasno: albo opisuje historię, która faktycznie miała miejsce i jest w stanie wykazać prawdziwość zawartych w filmie czy książce elementów i nie naruszają one niczyjej prywatności, albo robi film inspirowany tylko czyimś życiem, ale opowiadający historię fikcyjnej osoby, z dodanymi fikcyjnymi elementami. Ale trzeba wtedy wyraźnie wskazać, także publiczności, że to nie jest film o tej konkretnej, autentycznej postaci, a jedynie inspirowany jej działalnością - mówił mec. Maciej Ślusarek.