Demokratyzm wirusa SARS-Cov-2 nie został dowiedziony, mimo że zapadają na chorobę przez niego powodowaną zarówno młodzi, możni i wpływowi, jak i ludzie starsi, biedacy, bezdomni, czy uchodźcy w obozach. Rzecz bowiem nie tylko w tym, czy nasz organizm pozwoli wirusowi na zagnieżdżenie się w środku, ale na tym, co stanie się później.
Zacznijmy jednak od tego co wcześniej. Możliwości skutecznego odizolowania się dotyczą przecież tych, którzy przestrzeń do izolacji posiadają. Doświadczyliśmy tego mocno podczas lockdownu, kiedy każdy, kto dysponował domem na wsi, albo chociaż działką pracowniczą, był nie tylko szczęściarzem, ale po prostu dzięki temu skuteczniej mógł zadbać o bezpieczeństwo, nie wariując jednocześnie w ciasnej przestrzeni z teściową i trójką dzieci. Podobnie z posiadaniem samochodu, który okazał się dużo bezpieczniejszym środkiem lokomocji niż transport publiczny. Im więcej więc ma się pieniędzy – tym łatwiej się przemieszczać, izolować i budować osłonę między sobą, własną rodziną, a zakażonym światem.
A władza? Ta, to dopiero ma dobrze! – myślą obywatele. Ministrowie, posłowie, selekcjoner drużyny narodowej, RPO… Ludzie aktywni publicznie – politycy, działacze, prawnicy, sportowcy – z jednej strony są w sytuacji uprzywilejowanej, bo mają stały dostęp do zdezynfekowanych pojazdów i pomieszczeń i mogą w razie czego uciec z rodziną co najmniej na daczę. Ale przecież z drugiej strony, ich ekspozycja na kontakty z szerokimi grupami społecznymi, ryzyko zakażenia zwiększa.
Najważniejsze jednak jest to, że w Polsce dostęp do opieki zdrowotnej jest tym lepszy, im wyższą pozycję społeczną się zajmuje. Równy dostęp jest iluzją, a epidemia tylko to zjawisko wyostrza. W przypadku Covid-19 dostęp ten, szybka interwencja lekarska, przy pojawieniu się pierwszych objawów – są kluczowe. Są już przecież pierwsze doniesienia o tym, że w niektórych regionach pojawiły się poważne kłopoty z dostępem do covidowych łóżek szpitalnych, co spowodowało śmierć zakażonego 70-letniego pacjenta w Kujawsko-pomorskiem. Karetki krążą od placówki do placówki, tak jak w przypadku 16-letniej dziewczyny ze świętokrzyskiego. Przy obecnym poziomie zachorowań system szybko dochodzi do granic swoich możliwości. To najlepszy dowód na to, jak cienka linia dzieli nas od sytuacji, w której to właśnie system ochrony zdrowia będzie decydował, kto przeżyje, a kto nie - tak jak w najgorszych dniach pandemii np. we Włoszech.
A takie historie jak doniesienia o tym, że były minister zdrowia Łukasz Szumowski wyzdrowiał z koronawirusa po dwóch dniach, tylko zwiększają podejrzliwość społeczeństwa. Brak zaufania do władzy i systemu opieki zdrowotnej prowadzi z kolei do erupcji gniewu. Bo „oni sobie zawsze poradzą”, bo „oni tam dla siebie, to mają izolatki i skuteczne lekarstwa”, i w ogóle „oni” – dadzą sobie radę. To – jakby mało było jeszcze w Polsce atomizacji i zawiści – pogłębi strach i brak zaufania do każdej władzy.