Dochody państwa okazały się aż o 27,8 mld zł niższe, niż zakładano. Minister finansów już w listopadzie ostrzegał poszczególne resorty, że w kasie państwa może zabraknąć pieniędzy, i nakazał ograniczanie wydatków pod koniec roku.
– Było to konieczne, by uniknąć nadmiernego zadłużania się – wyjaśniła Elżbieta Suchocka-Roguska, wiceminister finansów. Jej zdaniem jednak takie ograniczenia nie zakłóciły bieżącego funkcjonowania ministerstw, a wszystkie zaległe faktury zostaną zapłacone z pieniędzy na 2009 r. Zapewniła też, że nie zdarzył się przypadek, aby jakikolwiek urzędnik czy pracownik budżetówki nie dostał z tego powodu pensji. Inne wydatki zostały przesunięte, aby uniknąć niebezpieczeństwa nadmiernego zadłużenia.
– Jeśli pod koniec roku rząd zaciągnąłby pożyczki pod spodziewane dochody, by przekazać je ministerstwom, a w rzeczywistości okazałyby się one niższe, istniałaby groźba zwiększenia deficytu – tłumaczyła wiceminister. – Już w 2007 r. NIK skrytykowała takie postępowanie, a przecież wówczas byliśmy pewni, że dochody będą wyższe od zaplanowanych. Teraz nie możemy już sobie na to pozwolić – stwierdziła wiceminister.
Część resortów bez problemu dostosowała się do nowych limitów ministra finansów. Minister gospodarki np. zablokował 188 mln zł z budżetu na grudzień. Takie same kroki podjął szef Ministerstwa Środowiska. – Zrealizowaliśmy wyłącznie konieczne wydatki – poinformowała Elżbieta Strucka, rzecznik ministra.
Budżet przyciął też minister skarbu. Maciej Wewiór, rzecznik resortu, przyznał, że grudniowe oszczędności dotyczyły bieżących wydatków ministerstwa, np. na artykuły spożywcze. Z kolei minister nauki i szkolnictwa wyższego zrezygnowała z niektórych inwestycji budowlanych i zakupu sprzętów badawczych.