To zaledwie 28 proc. dochodów, jakie osiągnęły w 2008 r. Górny limit zadłużenia samorządu wynosi zaś 60 proc. dochodów.
– Zadłużanie się ma sens jedynie na pokrycie wydatków inwestycyjnych. W ubiegłym roku wykonanie tych wydatków nie było zbyt dobre – tłumaczy Danuta Kamińska, skarbnik Katowic.
W ubiegłym roku samorządowcy borykali się z kilkoma problemami. Trwał jeszcze boom inwestycyjny i często trudno było im znaleźć wykonawcę określonego projektu. Inne zadania czekały na decyzję o przyznaniu na ich realizację środków unijnych. Ostatecznie pieniądze z Brukseli nie popłynęły do samorządów, wiele inwestycji zostało przeniesionych na ten rok lub w ogóle miasta z nich rezygnowały. Widać to choćby po wartości zaciągniętych nowych kredytów, pożyczek czy emisji obligacji. Nowe zobowiązania wyniosły 2,8 mld zł, ale plany były dużo większe. W trakcie roku włodarze je jednak korygowali. Przykładem jest choćby Warszawa. Zrezygnowała z dużej emisji euroobligacji, a w zamian zaciągnęła kredyty w międzynarodowych instytucjach. Powodem był m.in. kryzys gospodarczy, ale też jej potrzeby okazały się mniejsze.
Z naszych wyliczeń wynika, że już tradycyjnie najmocniej zadłużony w stosunku do dochodów był Kraków. Ten wskaźnik wysoki jest dla Torunia, Bydgoszczy czy Częstochowy. To oznacza, że ich możliwości zaciągania nowych zobowiązań są ograniczone. W tym roku miasta przewidują, że ich zadłużenie wzrośnie aż o 60 proc., do ponad 15 mld zł. Najmocniej w Kielcach, Radomiu, Szczecinie i Gdyni.
Władze miast chcą w tym roku znacząco zwiększyć wydatki inwestycyjne . Miasta zaciągną kredyty i pożyczki oraz wyemitują papiery dłużne na ok. 6 mld zł łącznie.