– Obniżyliśmy nasze prognozy dotyczące tegorocznego wzrostu poniżej 1 proc. PKB – powiedział „Rz” Ludwik Kotecki, wiceminister finansów. – W zależności od skali korekty będziemy mogli dokładniej oszacować, o ile niższe mogą być tegoroczne wpływy podatkowe.
Do niedawna Ministerstwo Finansów utrzymywało, że gospodarka będzie rosła w tempie 1,7 proc., choć Komisja Europejska zdążyła obniżyć prognozę wzrostu z 2 proc. do -1,4 proc. PKB. Teraz oficjalnie przyznaje, że te szacunki były zbyt optymistyczne. – Sądzimy, że wzrost gospodarczy w tym roku wyniesie pomiędzy 0 a 1 proc. PKB – wyjaśnia Kotecki. – W czerwcu, gdy będziemy przedstawiać założenia do przyszłorocznego budżetu, podamy punktowy szacunek oraz jego konsekwencje.
– W tej chwili nie potrafię powiedzieć, czy i gdzie będziemy ciąć wydatki, czy próbować znaleźć dodatkowe pieniądze – mówi wiceminister. – Jedno jest pewne, podniesienie poziomu deficytu z 18,2 mld zł będzie ostatnim krokiem do zlikwidowania dziury, jaka się pojawi.
Kotecki wyjaśnił, że na jednym z czerwcowych posiedzeń minister finansów przedstawi rządowi projekt znowelizowanej ustawy budżetowej na ten rok, w której uwzględni cięcia wydatków dokonane w styczniu i zaproponuje nowe ograniczenia. Jeśli Rada Ministrów się na nie zgodzi, projekt trafi do Sejmu.
Zdaniem Janusza Jankowiaka, głównego ekonomisty Polskiej Rady Biznesu, jeśli wzrost PKB w tym roku wyniesie 0,7 proc., dochody będą niższe od zapisanych w budżecie 303,5 mld zł o 40 mld zł. – Rządowi trudno będzie znaleźć takie oszczędności – zaznacza Jankowiak. – Nawet jeśli oszacują te ubytki na niższą kwotę i uda się ją uzyskać poprzez cięcie wydatków bądź podnosząc składkę lub akcyzę bez ruszania deficytu, to będzie to niewiarygodne.