W Rzymie światowi przywódcy dyskutują nad tym, jak poradzić sobie z globalnym kryzysem żywnościowym. To zadanie jest oczywiste, ale niełatwe. Trzeba pomóc tym, którzy są zagrożeni i nie dopuścić, aby najubożsi musieli tę tragedię przeżywać po raz kolejny.
„Ciche tsunami”, jak został już określony światowy kryzys żywnościowy, nie jest katastrofą naturalną. Został on spowodowany przez człowieka. I jest bardzo mało prawdopodobne, aby „sam” się rozwiązał. Współzależność cen energii i notowań artykułów rolnych nie przestanie istnieć, a co więcej zwiększy się z powodu globalnych zmian klimatycznych. W efekcie koszty produkcji wzrosną, zapasy żywności skurczą się, a coraz więcej gruntów rolnych będzie przeznaczane na uprawy energetyczne. To prawdziwy kryzys „ropa za żywność” — XXI wieku.
W kwietniu ministrowie ze 150 krajów, którzy spotkali się pod egidą Banku Światowego wyrazili wolę zawarcia światowej umowy, która pomoże w uporaniu się z kryzysem żywnościowym. Szczyt ONZ w Rzymie, czerwcowe spotkanie ministrów finansowych najbogatszych krajów świata i szczyt G8 w lipcu dają nam możliwości działania. Ale potrzebujemy już dzisiaj wspartych finansowo skoordynowanych decyzji politycznych. Dlatego chciałbym ze swojej strony zaproponować 10-punktowy plan działania.
- Po pierwsze. Tutaj, w Rzymie powinniśmy zgodzić się na sfinansowanie światowego programu żywnościowego, co dałoby swobodę działania w sytuacjach wyjątkowych. Chodzi także o wsparcie dla zakupów żywności na rynkach lokalnych, co zapewniłoby niezakłóconą pomoc humanitarną.
- Po drugie. Wsparcie dystrybucji żywności w szkołach i program „praca za żywność”. Tak, abyśmy mogli jak najszybciej ulżyć najbardziej potrzebującym. Bank Światowy, we współpracy ze Światowym Programem Żywnościowym i FAO już dokonały oceny potrzeb dla ponad 25 krajów. W Rzymie powinniśmy porozumieć się w sprawie skoordynowanej akcji.