Rok bez Roberta Kubicy

Trzeba być gotowym na drugi z rzędu sezon Formuły 1 bez Polaka i pozostać cierpliwym, bo prędzej czy później nasz kierowca przerwie milczenie i poznamy jego plany na przyszłość

Publikacja: 04.02.2012 00:01

Rok bez Roberta Kubicy

Foto: ROL

Niemal dokładnie dwanaście miesięcy temu włoscy lekarze toczyli batalię o życie Roberta Kubicy. Gdy nieprzytomny, niemal wykrwawiony kierowca trafił na stół operacyjny w szpitalu Santa Corona, początkowo nikt nie myślał o ratowaniu poharatanej ręki. Chodziło przede wszystkim o utrzymanie organizmu przy życiu. Ta batalia została wygrana, ale osobista walka Kubicy z naturą, w której stawką jest powrót do Formuły 1, nadal trwa.

Szpitalny moloch w Pietra Ligure na długie tygodnie stał się nowym domem dla kierowcy. Człowiek, który od najmłodszych lat przywykł do życia na wysokich obrotach, leżał przykuty do łóżka. Zamiast co dwa tygodnie wciskać się do ciasnego kokpitu wyścigowej maszyny, mozolnie pracował nad zmuszeniem dłoni czy palców do posłuszeństwa. Poddawano go kolejnym operacjom i choć momentami wydawało się, że wszystko nabierze błyskawicznego przyspieszenia, niczym bolid Formuły 1 ruszający spod świateł startowych, meta wciąż pozostawała poza zasięgiem wzroku.

Świat wyścigów żył tymczasem swoim życiem, ale nie zapomniał o ciężko kontuzjowanym kierowcy. Rzecz to przedziwna i świadcząca o pozycji Kubicy w tym konkurencyjnym i bezlitosnym środowisku. Żadna wizyta na torze wyścigowym nie mogła się obyć bez pytań ze strony dziennikarzy czy nawet niedawnych rywali z toru o jego stan i prognozy dotyczące powrotu.

Trudno zaspokoić tę ciekawość, bo polski kierowca, co zresztą dla niego charakterystyczne, otoczył się szczelnym kokonem prywatności. Choć to frustrujące, przede wszystkim dla żądnych informacji kibiców, można zrozumieć takie postępowanie. Kubica zawsze starannie chronił swoje życie prywatne i w tych najtrudniejszych chwilach swojego życia po prostu chce w samotności stawić czoło ogromnemu wyzwaniu, jakim jest powrót do pełnej sprawności. Niecierpliwym muszą wystarczyć słowa jego menedżera, który powtarza, że Polak pojawi się publicznie dopiero w kombinezonie wyścigowym i z kaskiem pod pachą, gotowy do jazdy.

Były w ciągu tych dwunastu miesięcy momenty, w których wydawało się, że ten upragniony cel bardzo się zbliża. Pojawiały się optymistyczne wiadomości dotyczące postępów w rehabilitacji, ale – co podkreślał już kilka dni po wypadku Kubicy jego rywal z toru Mark Webber – zawsze trzeba liczyć się z przestojami i trudnościami. Australijczyk niejednokrotnie łamał sobie kości i dobrze wie, że czasem na dwa kroki do przodu przypada jeden w tył. Jak zresztą sam określił, jego kontuzje były niczym wobec obrażeń, których doznał Polak.

Bywa tak, że organizm sam się broni przed tytanicznym wysiłkiem, a Kubica, chcąc jak najszybciej wrócić do ukochanego sportu, nie oszczędzał się na sali gimnastycznej. Czasami pojawiają się nieprzewidziane przez lekarzy komplikacje – tak jak jesienią, kiedy po dodatkowych zabiegach oczyszczających łokieć i nadgarstek tempo rehabilitacji wyraźnie zwolniło. Wreszcie sytuacja sprzed paru zaledwie tygodni, kiedy doszczętnie połamana w wypadku kość piszczelowa pękła w miejscu jednego ze złamań.

Nie wszystko da się przewidzieć i szczegółowo zaplanować, a sama ciężka praca, silna wola i dobre chęci nie wystarczają, aby poradzić sobie z naturą. Nie powinno zatem dziwić zachowanie menedżera Daniele Morellego, który po serii optymistycznych zapowiedzi, wygłaszanych na podstawie bieżących trendów w rehabilitacji, teraz zmienił front i postanowił poczekać, aż będzie mógł przekazać konkretne i pewne informacje na temat stanu swojego podopiecznego.

Biorąc pod uwagę fakt, że przed rokiem Kubica nieomal stracił życie, jego powrót do w miarę normalnego funkcjonowania – samodzielnego poruszania się, prowadzenia samochodu drogowego – jest już swojego rodzaju premią. Oczywiście on nie zamierza na tym poprzestawać i nadal ciężko pracuje nad osiągnięciem kolejnego celu, jakim jest powrót do sportowej rywalizacji.

Niestety, czas biegnie nieubłaganie. Mamy za sobą cały sezon, w trakcie którego jedynymi polskimi akcentami podczas wyścigów Formuły 1 były biało-czerwone flagi wywieszane na trybunach przez kibiców, którzy mimo nieobecności swojego idola w stawce nadal jeździli na zawody, by z bliska chłonąć atmosferę świata Grand Prix. Spadek popularności F1 w naszym kraju dał się zauważyć, chociaż duża rzesza fanów, która poznała ten sport dzięki Kubicy, pozostała wierna i nadal śledzi zmagania herosów kierownicy.

Powrotu Kubicy do Formuły 1 przekreślać nie można, ale najpierw pełna wzlotów i upadków rehabilitacja musi dobiec szczęśliwego końca. Natura niech robi swoje, a o motywację i wolę walki nie musimy się martwić. Gdyby zależało to tylko od determinacji, ambicji i ciężkiej pracy, oczekiwanie na powrót polskiego kierowcy byłoby już dawno zakończone.

Biznes
Podcast „Twój Biznes”: Polski rynek akcji – optymistyczne prognozy na 2025 rok
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Biznes
Eksport polskiego uzbrojenia ma być prostszy
Biznes
Jak skutecznie chronić rynek Unii Europejskiej
Biznes
„Rzeczpospolita” o perspektywach dla Polski i świata w 2025 roku
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Biznes
Podcast „Twój Biznes”: Czy Polacy przestają przejmować się klimatem?