Obecnie koncern zatrudnia tam 17,7 tys. pracowników. Centrum w Sztokholmie było tą częścią firmy, którą Ericsson szczycił się najbardziej. Ale mimo wszystkich zalet szwedzkie płace są wyższe niż te w Dolinie Krzemowej, w Indiach, w Brazylii czy Chinach, gdzie szwedzki gigant informatyczny ma swoje centra badawcze.
– Mam dzisiaj na świecie 100 tysięcy pracowników w 180 krajach i cały czas razem się ścigamy. Cały czas jest presja i mam świadomość, że ktoś chce mnie wyprzedzić. A ja wiem, że nie mogę na to pozwolić – mówił w czerwcu 2012 roku w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej". – Nie mam innego celu, jak utrzymać się. Konkurencja zaczęła drastycznie naciskać na ceny sprzętu i aplikacji produkowanych również przez Ericssona. Chińczycy z Huawei i ZTE są zdecydowanie tańsi. Ale – co ciekawe – Vestberg wcale nie jest zwolennikiem hamowania ich ekspansji sztucznymi barierami. – To nic nie da, bo co z tego, że zatrzymamy ich w Stanach Zjednoczonych, a w innych krajach będziemy musieli konkurować – to bezsens – mówi.
Niemniej jednak właśnie ta konkurencja doprowadziła do tego, że zyski koncernu w III kwartale spadły o 42 proc. Hans Vestberg, prezes Ericssona, nie ukrywa, że bardzo cierpliwy to on nie jest. I wiedział doskonale, że im szybciej podejmie nawet najbardziej bolesne decyzje, tym krócej będzie czekał na ich efekty. Tym bardziej że zanim został prezesem w 2010 roku, wcześniej odpowiadał za finanse firmy, więc wiedział, gdzie ciąć. Dla Vestberga, który jest na 12. miejscu w rankingach najważniejszych ludzi tej branży, strategia jest najważniejsza.
Ten 45-letni dzisiaj Szwed jest związany z Ericssonem od 1991 roku, wtedy skończył Uniwersytet Uppsalski. Od tego czasu cały czas awansował. W 2003 roku został odpowiedzialny za dział usług, wiceprezesem był od 2005 roku, wiceprezesem ds. finansowych w 2007. Zapytany, czy kiedykolwiek przyszło mu do głowy, że mógłby nie zostać prezesem Ericssona, odpowiada: – Nigdy.
Jego współpracownicy mówią, że Vestberg zmusza ich do pracy praktycznie w ciągłym biegu, bo on sam dokładnie wie, czego chce dla firmy. Bez żalu pozbył się działu produkcji telefonów komórkowych, joint venture z japońskim Sony, bo uznał, że może być skuteczniejszy gdzie indziej.