Reklama

Jacek Oko: ważne było rozmawiać i utrzymać kierunek regulacji

Dlaczego chce zdjąć regulacje z Orange, ile telekomy zainwestują w 5G, jaka będzie minimalna prędkość internetu, czego brakuje w Polsce do e-wyborów, jaką ma wizję poczty - mówi szef Urzędu Komunikacji Elektronicznej u schyłku kadencji.

Publikacja: 18.07.2025 04:30

Jacek Oko, szef Urzędu Komunikacji Elektronicznej

Jacek Oko, szef Urzędu Komunikacji Elektronicznej

Foto: materiały prasowe

Kończy się pana 5-letnia kadencja jako prezesa UKE. Kancelaria Premiera właśnie ogłosiła konkurs na to stanowisko. Które decyzje przez pana podjęte miały szczególny wpływ na rynki, które pan nadzoruje: telekomunikacyjny, pocztowy, po części telewizyjny?

Moim zdaniem ważne są nie tyle poszczególne decyzje, co sposób działania, który przyjęliśmy. Mam tu na myśli otwartość na dyskusję. Było to szczególnie istotne w okresie pandemii COVID-19, gdy wszyscy byliśmy w izolacji i gdy na masową skalę zaczęliśmy stosować wideokonferencje: w pracy zdalnej i w nauce. Wideokonferencje są „pasmożerne”, a wielu z nas pozostało w domach do dziś. W ówczesnej sytuacji dialog z operatorami, właścicielami infrastruktury szerokopasmowej był więc bardzo ważny. Dla nas w UKE ważne było także to, aby rozmawiać, a jednocześnie utrzymać kierunek regulacji, w którym chcieliśmy podążać.

Między innymi dzięki takiemu podejściu, chyba po raz pierwszy w historii urzędu, aukcje częstotliwości dla sieci komórkowych 5G nie zakończyły się sądowymi procesami. Ponadto w trakcie dyskusji z operatorami wypracowaliśmy zasady pomiaru jakości sieci, które powstaną w wyniku aukcji.

Czytaj więcej

Rusza aukcja 5G 2.0. UKE mocno tnie cenę wywoławczą

Ceny proponowane za pasmo w aukcjach 5G też były wynikiem dyskusji?

Zaskoczę panią, ale tak – zdarzyło nam się. Miało to miejsce przy drugiej aukcji pasma dla sieci 5G – pasma z zakresu 700 MHz. Ocenialiśmy zasady wyceny częstotliwości. Nie ukrywam jednak, że materiały, które otrzymaliśmy w trakcie konsultacji okazały się na tyle interesujące, że uwzględniliśmy je, korygując wyjściową cenę minimalną bloku. Skorzystaliśmy z mechanizmu zaproponowanego przez firmę doradczą PwC, który przekazał jeden z operatorów.

Skoro jesteśmy przy paśmie, nie mogę nie wspomnieć o porządkowaniu tych zasobów, tzw. reshufflingu Po latach prób udało nam się doprowadzić do sytuacji, w której operatorzy mobilni w Polsce będą dysponować ciągłymi blokami częstotliwości z zakresu 2100, 900 i 1800 MHz.

Reklama
Reklama

Kiedy zakończy się porządkowanie ostatniego z nich?

W lutym przyszłego roku.

Który z operatorów zyska dzięki temu najwięcej?

Poprawi się sytuacja trzech z czterech sieci, a nikomu się nie pogorszy. Orange Polska pozostaje na swoim paśmie, mówiąc o ostatnim procesie.

Co sprawiło, że tym razem operatorzy zgodzili się na nowy porządek w eterze? Wcześniej były nawet spory sądowe.

Nie bez znaczenia był wspomniany już COVID i zmiana, którą przyniósł, ale myślę również, że po prostu dojrzeliśmy do tego wszyscy. Ważny jest też rozwój technologii. O ile przy 3G mogliśmy tylko marzyć o tym, aby agregować częstotliwości różnych zakresów, o tyle przy 5G staje się to już rzeczywistością i operatorzy dostrzegają płynące z tego korzyści. Ułożenie częstotliwości w ciągłe bloki agregację ułatwi.

Może groził pan operatorom karami?

Nie było takiej potrzeby. Ponadto kary nie są rozwiązaniem dobrym na wszystko. Firmy przenoszą je potem na klientów końcowych, podnosząc ceny.

Argumentem przemawiającym do operatorów były zatem zobowiązania inwestycyjne narzucone im w warunkach aukcyjnych? Pamiętam larum, że warunki dotyczą częstotliwości, które nie są rozdysponowywane w aukcji 5G.

Nie tylko, ale tak: po raz pierwszy w historii przetargów i aukcji częstotliwości zapisaliśmy w zobowiązaniach beneficjentów wskaźniki jakościowe. Reshuffling sprawi, że operatorom będzie łatwiej wymagania te spełnić. Zresztą, tak naprawdę jesteśmy na początku dyskusji o jakości. Moje marzenie w tym względzie nie zostało jeszcze zrealizowane.

Reklama
Reklama

Czy użytkownicy sieci komórkowych zauważą zmianę?

Nie powinno być gorzej. Powinno być stale lepiej, chociaż zależeć będzie to także od indywidualnych przypadków. Doświadczenie użytkownika zależy od tego, jakim urządzeniem dysponuje, a konkretniej z jakich częstotliwości urządzenie korzysta. Na co dzień, jako użytkownicy, nie zwracamy na to szczególnej uwagi.

Sieci komórkowe przechodzą obecnie duże zmiany. Operatorzy wyłączają sieci 3G, dostali nowe pasmo 5G i uruchamiają nadajniki z nich korzystające, teraz jeszcze reshuffling. Czy to nie grozi przejściowym pogorszeniem się jakości usług?

Nic takiego nie powinno się zdarzyć, ale każdy taki sygnał będziemy analizować.

Wraz z aukcjami pasma dla sieci 5G wysycha źródło wpływów do budżetu państwa z tytułu rozdysponowywania częstotliwości?

Pasmo 700 MHz i fragment 800 MHz to ostatnie zasoby niskiego zakresu, poniżej 1 GHz, które mieliśmy do rozdysponowania. Dopiero w 2026 r. na WRC (rozwinięcie skrótu w j. polskim to Światowe Konferencje Radiokomunikacji – red.) dyskutować będziemy, czy kolejne częstotliwości używane dziś przez nadawców telewizyjnych – z zakresu 600 MHz – przekazać operatorom mobilnym, czy też na przykład zastosować model podwójnego ich zastosowania. WRC może też zdecydować, że to administracje krajowe będą wybierać, czy pasmo 600 MHz będzie pasmem telekomunikacyjnym, np. z dodatkowym obowiązkiem świadczenia usług broadcast 5G, czy nadal telewizyjnym.

Na razie w Europie, ani na świecie nie ma jednoznacznej zgody co do tego. Azja Południowo-Wschodnia dąży silnie do wykorzystania tego pasma na rzecz sieci komórkowej, podobnie Ameryka Północna. W Europie tylko w jednym kraju nie ma obecnie cyfrowej telewizji naziemnej nadawanej rozsiewczo: w Portugalii. I tylko ten kraj ma jasne stanowisko w tej kwestii.

A Polska?

Jesteśmy w trakcie dyskusji. Dostajemy zapytania zarówno ze strony operatorów komórkowych, jak i nadawców telewizyjnych. Zdania są podzielone. Operatorzy komórkowi są chętni, ale nadawcy jeszcze widzą potencjał dla telewizji naziemnej. Rozstrzygnięcia wymagać będzie w tym kontekście zastosowanie do przekazu telewizyjnego sygnału technologii 5G broadcast, alternatywy dla nadawców (testować ją będzie za chwilę trzeci podmiot). Ponadto nie wydaje się dobrym pomysłem całkowite zniwelowanie cyfrowej telewizji naziemnej, ponieważ na tych samych nadajnikach działa regionalny system ostrzegania (RSO). Są kraje, które z tego względu nie chcą zmian.

Najdalej, jeśli chodzi o rozwój RSO poszła Japonia, która wprowadziła specjalne telewizory: potrafią one wybudzić się ze stanu czuwania, aby przekazać komunikat systemu RSO. W Europie tego nie rozwiązujemy w ten sposób. Potrafimy jednak, wykorzystując mechanizmy systemów telewizyjnych DVB-T i DVB-T2 dodać komunikat RSO do transmitowanego programu telewizyjnego, pod warunkiem, że transmisja ta odbywa się, a telewizor jest włączony.

Reklama
Reklama

Wydaje mi się, że celowe byłoby zatem zastosowanie modelu podwójnego zastosowania pasma, przynajmniej w okresie przejściowym.

Jedną z najgłośniejszych decyzji, które pan podjął było wydłużenie terminu dla Telewizji Polskiej na zmianę standardu nadawania, podczas gdy stacje komercyjne takiej możliwości nie otrzymały. Interweniował RPO. Nadawcy szacowali straty i szli do sądu. Tłumaczył się pan właśnie możliwymi problemami z RSO. Czy to zagrożenie faktycznie istniało?

Ciągłość działania RSO była wówczas zagrożona. Nie mam podstaw, by wątpić ani dokumentów, które by wątpiły w zakres oświadczeń ministra właściwego ds. spraw wewnętrznych i administracji.

Czytaj więcej

Sprawa o uprzywilejowanie TVP. Polsat drugi raz wygrywa

Jaki wpływ miały pana decyzje na tempo budowy zasięgu sieci szerokopasmowych i poziom inwestycji w infrastrukturę telekomunikacyjną? Jak zmieniły się te parametry w ostatnich 5 latach?

To, jak zmienił się zasięg sieci dostępu do szerokopasmowego internetu i ile wynoszą inwestycje pokazują nasze doroczne raporty. (UKE podawał, że w 2019 r. w zasięgu sieci stacjonarnego internetu o prędkości od 30 Mb/s w górę było 75 proc. gospodarstw domowych; w 2024 r. – 88,2 proc. – red.) 

Jeśli chodzi o inwestycje, to w ubiegłym roku dane wskazują na blisko 20-proc. spadek. Moim zdaniem jednak to nie tyle spadek, co powrót do poziomu sprzed pandemii COVID-19, w czasie której mieliśmy do czynienia ze zwiększonymi nakładami na sieć. Klienci nie zauważyli wtedy, że operatorzy dokładali kabli, czy rozbudowywali sieć transportową. Dodatkowo trzeba wziąć pod uwagę miliardy złotych wpompowane w infrastrukturę przez państwo. Przed operatorami faza monetyzacji inwestycji z okresu pandemii oraz inwestycje w rozbudowę sieci w technice 5G. Nie będą to małe pieniądze, ale patrząc na wyniki operatorów myślę, że sobie z nimi poradzą. Wyniki te są nadal nie najgorsze.

Reklama
Reklama

Niektórzy operatorzy mają wysokie zadłużenie, którego koszty zjadają im zyski.

A niektórzy wypłacają dywidendę.

Spośród notowanych na giełdzie operatorów dywidendę wypłaca tylko Orange Polska. Kolejne pytanie: czy spór w rodzinie założyciela Telewizji Polsat przekłada się, pana zdaniem jako regulatora, w jakikolwiek sposób na działalność grupy na rynku telekomunikacyjnym?

Nie widzę żadnych negatywnych symptomów czy zjawisk. Udał się reshuffling w paśmie 1800 MHz, a to Polkomtel był jednym z głównych jego inicjatorów. Nie widać, aby wysoki poziom dyskusji sądowej w innym kraju Europy przeniósł się na działania polskich podmiotów.

Ile jeszcze telekomy zainwestują w 5G, pana zdaniem?

Spodziewam się utrzymania inwestycji operatorów sieci komórkowych – MNO – na  poziomie 3-4 mld zł rocznie. W ciągu 2-3 lat nie będzie zdecydowanego obniżenia. Po tym okresie może do niego dojść za sprawą efektywniejszego wykorzystania infrastruktury. 10 lat temu każdy operator budował własną wieżę i nie było to efektywne. Dzisiaj mogę sobie wyobrazić każdy układ współwłasności masztu lub współkorzystania. Rynek przekształca się w rynek długoterminowych operatorów infrastruktury, działających jak zarządcy nieruchomości na rzecz dynamicznie działających operatorów detalicznych.

Czy jako regulator nie miałby pan nic przeciwko temu, aby powstał jeden operator infrastrukturalny zarządzający siecią dla wszystkich czterech operatorów?

To zależy od modelu. Byłby to pewnego rodzaju monopol (czemu należy się co najmniej uważnie przyglądać). Jednak jeśli wszyscy (operatorzy, nadawcy telewizyjni, służby państwowe, a szczególnie mundurowe) będą mieli do infrastruktury jednakowy dostęp na warunkach rynkowych, myślę że byłoby to możliwe.

Raport Maria Draghiego sprawił, że w Unii Europejskiej rozmawia się dziś o poluzowaniu zasad konsolidacji operatorów komórkowych. Jakie jest tu pana zdanie?

Wydaje się, że układ czterech operatorów komórkowych jest najbardziej korzystny. Ciężko jest jednak sobie wyobrazić piątego gracza, który chciałby stworzyć sieć nakładkową na już istniejących. Dzisiaj nie obserwuję tego typu ruchów.

Reklama
Reklama

Spodziewam się utrzymania inwestycji operatorów sieci komórkowych – MNO – na poziomie 3-4 mld zł rocznie. W ciągu 2-3 lat nie będzie zdecydowanego obniżenia. 

- mówi dr inż. Jacek Oko

Jak pana decyzje przełożyły się na ceny usług telekomunikacyjnych? W ostatnich latach widzieliśmy ich wzrosty.

Polska była i jest nadal rynkiem stosunkowo niskich cen usług telekomunikacyjnych. Teraz kładziemy jeszcze nacisk na jakość.

Na poziom cen detalicznych wpływ mają m.in. ceny hurtowe, które płacą dostawcy usług dla domu i firm. W tym roku zaproponował pan nowe podejście do cen hurtowych, które operatorzy detaliczni płacą za dostęp do infrastruktury budowanej ze środków publicznych (POPC, KPO, FERC). Zgodnie z tą propozycją maksymalna cena, którą właściciele infrastruktury mogą podyktować jest wyższa o 17 proc. od wcześniej stosowanych.

Chodzi o koncepcję częściowo autorską UKE. Częściowo, ponieważ istnieje rozporządzenie GBER, zestaw zasad, według których ceny można wyznaczać i regulować. Zasada jest prosta: nie musisz podnosić cen, a jeśli podnosisz, to tylko do pewnego wyznaczonego przez UKE progu. Sprowadza się to do tego, że na wniosek operatora prezes UKE, jako ekspert i regulator, w uproszczonej procedurze zaakceptuje proponowane przez firmę ceny, o ile tego progu nie przekroczą.

Część operatorów – np. T-Mobile – uważa, że ceny hurtowe wzrosną i tym samym w górę pójdą również ceny detaliczne.

Niekoniecznie. To element szerszego planu. Ogłosiliśmy właśnie konsultacje decyzji o dokończeniu deregulacji Orange Polska na dwóch istotnych rynkach hurtowych – 3a i 3b: BSA (hurtowy dostęp do internetu, ang. bit stream access) i LLU (ang. local loop unbundling). Z formalnego punktu widzenia mówimy o zniesieniu obowiązków ciążących na operatorze o pozycji znaczącej w ponad 2,3 tysiącach dodatkowych gmin w Polsce.

Dlaczego pan się na ten ruch zdecydował? W Unii Europejskiej część operatorów już protestuje właśnie przeciwko deregulacji sieci przewodowego internetu.

Obserwując rynek, nie widzę, aby regulacja Orange Polska na tych dwóch rynkach wpływała pozytywnie lub negatywnie na wzrost konkurencji i budowę sieci. Jeśli tak jest, to deregulacja może spowodować zarówno wzrost inwestycji, jak i ciekawe zachowania konkurencyjne.

Reklama
Reklama

Jak chce pan osiągnąć te cele? Przecież uwolniony spod regulacji operator podniesie ceny hurtowe, a operatorzy detaliczni używający jego infrastruktury spróbują zrobić to samo wobec użytkowników.

Po deregulacji, ceny hurtowe Orange Polska staną się częścią wzoru wyliczania maksymalnej ceny na rynku sieci wybudowanych w ramach programów unijnych. Im drożej Orange będzie sprzedawał swój dostęp, tym – potencjalnie – drożej będzie go kupował u innych. Do tej pory ceny BSA i LLU były na tyle niskie, że nawet jeśli operator podniesie stawki o 10 proc.  (3 zł od abonamentu) to ostatecznie średnia dopuszczalna cena na rynku będzie niższa niż do tej pory. Naszym zdaniem w ten sposób mechanizm ustalania cen stanie się jasny i przewidywalny.

Oczywiście, jeśli się mylimy i nowy mechanizm sprawi, że ceny rażąco wzrosną, a konkurencja nie, za dwa lata będziemy mogli zmienić zdanie i wydać nową decyzję – nie w trybie ex ante, jak do tej pory, ale w trybie ex post.

A jeśli chodzi o podwyższanie cen detalicznych, to nie można tego robić w swobodny sposób, a tylko w jasno określony w umowie.

Ilu abonentów dotyczy proponowana deregulacja Orange Polska?

Mogę powiedzieć tylko tyle, że liczba ta jest mniejsza niżby mogło się wydawać. 

Jakiego efektu deregulacji pan oczekuje?

Wzrostu nasycenia sieci.

Czyli większej liczby abonentów dostępu do internetu. Zatem inwestycje miałyby pójść w kierunku walki o abonenta ceną?

Mam nadzieję, że również jakością usług hurtowników dla detalistów. Do tej pory ciągle patrzymy na przepływność usługi: 200, 300, 500 megabitów na sekundę. Mnie interesuje również jakość i ciągłość działania.

Dzisiaj nie jesteśmy w stanie powiedzieć, że wszyscy w tym samym momencie będą mieli dostęp do usługi telekomunikacyjnej będąc w miejscu zamieszkania. 

dr inż. Jacek Oko

Ma pan zastrzeżenia do jakości usług telekomunikacyjnych w Polsce?

Nie badamy ich pod tym względem w ten sposób, ale mam nadzieję, że zaczniemy. Chciałbym, aby operatorzy przestali wyłącznie ścigać się na prędkości oferowanych łączy. Ktoś mówi: ja oferuję jeden giga. Pytanie: co to oznacza, dla kogo ten jeden giga? Kwestią, o której trzeba dyskutować, jest to, jak sprawić żeby posiadacz abonamentu internetowego nie czuł się wykluczony, gdy chodzi o takie usługi jak np. edukacja, e-usługi państwa czy też zdrowie, przy pomocy usług typu wideokonferencji.

Na razie jednak nie zdefiniowaliśmy, jaka ta sieć ma być, czyli dla przykładu – ile telekonferencji ma przenieść łącze na ostatniej mili. Prace nad określaniem niezbędnej wymaganej jakości w sieciach szerokopasmowych trwają w ITU i BEREC-u.

Nowe przepisy prawa komunikacji elektronicznej przewidują, że prezes UKE ustali minimalne parametry łącza internetu, które każdy obywatel powinien móc otrzymać w ramach tzw. usługi powszechnej. Kiedy to się stanie?

Trwają analizy. Pierwsze wnioski już mamy dla sieci mobilnych. Rozważamy 10 Mb/s lub 30 Mb/s.

Tylko? Czy to wystarczy gospodarstwu domowemu, biorąc pod uwagę, że w domowej sieci działa coraz więcej urządzeń wymagających dostępu do internetu, a tendencja jest taka, żeby telewizja była transmitowana przez sieci telekomunikacyjne, a nie drogą rozsiewczą?

Uważam, że na najbliższych kilka lat – tak. Podkreślę, że mówimy o minimum, które każdy operator będzie musiał mieć w ofercie. W Europie i tak bylibyśmy jednym z liderów, jeżeli zadecydowalibyśmy się to wprowadzić. 6 państw członkowskich określiło prędkość minimalną na poziomie niższym niż 10 Mb/s, 5 na poziomie wyższym, pozostałe właśnie na takim. Tak wynika z raportu BEREC z grudnia 2024 r.

Czy widzi pan obecnie konieczność wyznaczenia operatora usługi powszechnej dostępu do internetu?

Nie wydaje mi się. Moim zdaniem lepiej jest dziś rozmawiać o lepszym pokryciu Polski siecią i jej dogęszczaniu przy wykorzystaniu innych instrumentów dostępnych państwu.

W kontekście powszechności bardziej rodzi się pytanie, jak sprawić, aby popyt na usługi dostępu do internetu wzrósł. Zwykle odbywa się to poprzez zasilenie gospodarstw domowych środkami pieniężnymi.

Albo poprzez obowiązkowe korzystanie z jakichś usług. Dlatego też jedno z moich pytań brzmi: czy sieć jest gotowa na wybory przez internet, e-wybory?

Zrewanżuję się pytaniem. Czy dziś sieć jest gotowa, aby zrealizować poprawną transakcję bankową?

Faktycznie, jako mieszkanka dużego miasta, pod warunkiem, że bank nie ma przerwy technicznej, a internet działa – nie mam z tym problemu.

Powiedzmy, że ma pani na to całą dobę.

Tym bardziej powinnam sobie poradzić.

To jest odpowiedź na pytanie o to, czy w warstwie sieciowej infrastruktura jest gotowa na e-wybory. E-wybory nie różnią się znacząco od transakcji bankowych. Dobrze byłoby wiedzieć jeszcze, jaki system e-głosowania mamy do dyspozycji.

E-wybory nie różnią znacząco od transakcji bankowych.

dr Inż. Jacek Oko

Infrastruktura jest gotowa, ale dane UKE wskazują, że nadal część gospodarstw domowych – 11 proc. – jest poza zasięgiem internetu.

Tu się zgodzę. Dzisiaj nie jesteśmy w stanie powiedzieć, że wszyscy w tym samym momencie będą mieli dostęp do usługi telekomunikacyjnej, będąc w miejscu zamieszkania. Dlatego cały czas jest potrzebna interwencja państwa w budowie sieci i działania regulatora mające na celu jej nasycanie.

Weszła w życie Ustawa o zwalczaniu nadużyć w sieciach telekomunikacyjnych, która sprawiła, że telekomy blokują połączenia i wiadomości realizowane przez przestępców. Ale mamy teraz nowy rodzaj spamu: boty wykonujące połączenia z numerów zagranicznych, składające np. oferty pracy. Można z tym walczyć?

Kreatywność przestępców nie zna granic, co pokazuje, jak ważne są inicjatywy zwalczania nadużyć w sieci. Odpowiadając na pytanie: poza kwestiami technicznymi, aby walczyć z botami dzwoniącymi z numerów zagranicznych potrzebna by była społecznej zgody na to, aby połączenia telekomunikacyjne były np. słuchane i analizowane. Pytanie, czy jesteśmy na to gotowi i czy kiedykolwiek będziemy na to gotowi? Jak to zorganizować, aby rozmowę podsłuchiwał np. inny bot, a nie człowiek?

Prezes UKE otrzymać ma nowe kompetencje nadzoru nad zachowaniem bardzo dużych platform cyfrowych i ochroną ich użytkowników. Przychodzą już do pana szefowie big techów w Polsce?

Oczywiście. Rozmawiamy. Rozmowy te nigdy nie przekraczają pewnych norm i są bardzo profesjonalne.

Urząd jest gotowy do nowej roli?

Jesteśmy na początku drogi. Powołaliśmy departament usług cyfrowych, ma on już szefową i pierwszych pracowników. Trwają kolejne nabory, grupujemy więc zespół ludzi, którzy będą się tym zajmować.

Zostaliśmy wyznaczeni tymczasowo do roli koordynatora usług cyfrowych, ale bez odpowiednich przepisów pozwalających na nakładanie kar i ich egzekwowanie nasza rola sprowadza się do roli obserwatora. Czekamy na nie.

Nie tylko Polska przygotowuje się pod względem legislacyjnym do realizacji zapisów Digital Services Act, ale wszystkie państwa w Unii Europejskiej. Jest jeszcze wiele kwestii do wyjaśnienia i doprecyzowania, a mówiąc w uproszczeniu, to, jaką definicję dezinformacji przyjąć, czy co to jest mowa nienawiści. Ważny jest wspólny aparat pojęciowy i narzędziowy, bazujący na sztucznej inteligencji. UKE zmienia się. Zaczynamy zajmować się nie tylko infrastrukturą, ale także treściami w sieci i ich prezentacją przy wsparciu Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji (w nowej wersji polskiej implementacji DSA).

Prezes UKE reguluje także rynek pocztowy. Jaka jest przyszłość Poczty Polskiej?

Dyskutujemy na ten temat w kontekście pocztowej usługi powszechnej polegającej na zapewnieniu obywatelom możliwości nadania i otrzymania przesyłki i jej operatora. Rozstrzygnęliśmy w tym roku konkurs, w którym Poczta Polska zgłosiła się jako jedyna. Decyzja obowiązuje do końca roku.

Pytanie, jak długo będzie niezbędna organizacja usługi powszechnej. Tak długo bowiem operator usługi powszechnej będzie istniał w odpowiedniej dla tej roli formule.

Koszt netto jego działania jest dziś wysoki, ponieważ każda placówka pocztowa kosztuje. Pytanie, jaki ma być model w przyszłości. Czy będzie to np. model nadążający za rozwojem telekomunikacji: gdzie jest wielu dostawców przesyłek, a punkt doręczenia i nadania – skrytka pocztowa – wspólny? Taki model idealny siedzi mi w głowie.

To realny plan, czy wizja?

Biorąc pod uwagę, że mamy od 30 lat jedną dyrektywę pocztową, raczej wizja. O tej wizji mówi się jednak nie tylko w Polsce. Chodzi o to, aby nie marnotrawić wolnej przestrzeni.

Według danych, które zebraliśmy, w Polsce jest obecnie 52 tys. automatów pocztowych. Jedna skrytka przypada na 7 osób, a automat na około 700. Być może powstanie operator, który będzie miał tylko instalacje (skrytki i automaty), a firmy kurierskie, pocztowe, będą z nich korzystać.

Rafał Brzoska, założyciel InPostu to lubi?

Nie wiem, to pytanie do pana Brzoski.

A kto miałby być operatorem pudełek?

Sądzę, że to rynek go wyłoni, tak jak na rynku telekomunikacyjnym wyłonił firmę Cellnex do obsługi masztów. Gdyby ktoś miał wskazać operatora skrytek palcem, to zapewne historycznie szansę na tę funkcję miałaby Poczta Polska (a nie wiem, czy nadal ją ma), czy też jeden z obecnie istniejących operatorów, np. przed chwilą wymieniany InPost.

Wystartuje pan w konkursie na prezesa UKE kolejnej kadencji?

To będzie zależało od warunków konkursu. Rynki, które podlegają prezesowi UKE i wyzwania, które stwarzają, są bardzo ciekawe.

CV

Jacek Oko

Dr inż. Jacek Oko został prezesem Urzędu Komunikacji Elektronicznej od 18 września 2020 r. Tego dnia na wniosek premiera Mateusza Morawieckiego na stanowisko powołał go Sejm. Urodzony w Namysłowie, absolwent Wydziału Elektroniki i wieloletni pracownik naukowy Politechniki Wrocławskiej. Ma doświadczenie menedżerskie i biznesowe. Pracował m.in. dla Telefonii Dialog czy ATM Grupa. 

Kończy się pana 5-letnia kadencja jako prezesa UKE. Kancelaria Premiera właśnie ogłosiła konkurs na to stanowisko. Które decyzje przez pana podjęte miały szczególny wpływ na rynki, które pan nadzoruje: telekomunikacyjny, pocztowy, po części telewizyjny?

Moim zdaniem ważne są nie tyle poszczególne decyzje, co sposób działania, który przyjęliśmy. Mam tu na myśli otwartość na dyskusję. Było to szczególnie istotne w okresie pandemii COVID-19, gdy wszyscy byliśmy w izolacji i gdy na masową skalę zaczęliśmy stosować wideokonferencje: w pracy zdalnej i w nauce. Wideokonferencje są „pasmożerne”, a wielu z nas pozostało w domach do dziś. W ówczesnej sytuacji dialog z operatorami, właścicielami infrastruktury szerokopasmowej był więc bardzo ważny. Dla nas w UKE ważne było także to, aby rozmawiać, a jednocześnie utrzymać kierunek regulacji, w którym chcieliśmy podążać.

Pozostało jeszcze 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Biznes
Inwestorzy rozkręcają się nad Wisłą. Jest nowy rekord
Biznes
ChatGPT wchodzi w e-handel. Analityk przewiduje: udział Allegro może słabnąć
Biznes
Deregulacja: UKE chce zdjąć ostatnie obowiązki Orange Polska na rynku internetu
Biznes
Budżet UE na 2 bln euro, Rosja atakuje polską fabrykę, IATA krytykuje Brukselę
Materiał Promocyjny
Sprzedaż motocykli mocno się rozpędza
Biznes
Wakacje w erze Donalda Trumpa: linie kasują loty do USA
Reklama
Reklama