Paryż znajduje się na 3. miejscu najpopularniejszych turystycznie miast na świecie po Londynie i Bangkoku.
Stolica Francji jest również zakupową mekką dla cudzoziemców. Zwłaszcza dla Chińczyków, którzy posiadanie choćby jednej sztuki francuskiej luksusowej galanterii uważają za oznakę statusu społecznego. Cudzoziemcy w 2013 roku wydali we Francji ponad 66 mld dol. Więcej, niż w Wielkiej Brytanii, Tajlandii, czy Chinach.
Czy to się zmieni po zamachach?
Zapewne zwiedzanie Paryża nie będzie już taką przyjemnością, jak było to wcześniej. Chociaż w ciągu ostatnich kilku lat zagraniczni turyści skarżyli się na zagrożenia ze strony kieszonkowców i brak ochrony ze strony policji przed szajkami romskiej młodzieży. Zagrożenie terrorystyczne, to jednak zupełnie inny wymiar. Z pewnością wiele zagranicznych korporacji, które wysłały do Paryża swoich pracowników, polecą im jak najszybsze opuszczenie tego kraju. Poczucie zagrożenia może towarzyszyć także wszędzie tam, gdzie zbierają się większe grupy ludzi - w kolejkach pod Luwrem, pod wieżą Eiffela, nawet w Eurodiseylandzie. Niejeden z turystów, który planował odwiedzenie Paryża jeszcze tej jesieni zastanowi się, czy nie odwołać podróży w sytuacji, kiedy miasto pogrążone jest w żałobie.
Tuż po ataku prezydent Francji poinformował, że nakazał zamknięcie granic. Spowodowało to zamieszanie na lotniskach, ale szybko zostały one ponownie otwarte i już późnym popołudnie samoloty odlatywały z kilkunasto- kilkudziesięciominutowym opóźnieniem.
Z amerykańskich przewoźników tylko American Airlines zdecydowały się na odwołanie jednego lotu i zawieszenie innych połączeń z Francją na kilka godzin. Samolot AA z Chicago miał 4-godzinne opóźnienie, zawrócono także znad Atlantyku samolot rejsowy Air France, który wyleciał z Nowego Jorku w nocy czasu Wschodniego Wybrzeża USA, kiedy było już wiadomo, że w Paryżu doszło do ataków terrorystycznych.