Andryszak: Dla turystyki największą konkurencją jest turystyka. Tyle że inna

Jeśli polskie biura podróży chcą się rozwijać, powinny zwiększyć ofertę, postawić na cyfryzację i obsługę bezkontaktową, a także szukać ekspansji za południową i wschodnią granicą – mówi Marek Andryszak, wieloletni prezes TUI Poland i TUI Deutschland w rozmowie z serwisem Turystyka.rp.pl.

Publikacja: 07.06.2022 02:02

Andryszak kilkanaście lat zdobywał doświadczenie w wyjazdowej turystyce niemieckiej i polskiej

Andryszak kilkanaście lat zdobywał doświadczenie w wyjazdowej turystyce niemieckiej i polskiej

Foto: TUI Deutschland

Marzena German: Po dwóch latach pandemii ludzie masowo wracają do podróżowania. Czy branża jest gotowa, żeby sprawnie obsłużyć tak duży ruch? W końcu przez ostatnie dwa lata trochę się od tego odzwyczaiła.

Marek Andryszak, były prezes TUI Deutschland: Zdecydowanie jest gotowa, co więcej, świetnie sobie radzi, biorąc pod uwagę przeszkody, z jakimi musiała się zmierzyć przez ostatnie dwa lata. Najpierw była pandemia, potem przyszła wojna, która spowodowała, na szczęście chwilowe, wstrzymanie sprzedaży, w Polsce mieliśmy problem z kontrolerami lotniczymi, a teraz boryka się z wysokimi cenami paliwa i kursami walut, co jest w części konsekwencją napaści Rosji na Ukrainę. To, że szefowie biur podróży potrafią w tych trudnych warunkach się odnaleźć, jest godne podziwu i zasługuje na szacunek.

Czytaj więcej

Prezes TUI: Turystyka ma przyszłość. Ludzie żyją dłużej, mają pieniądze i chcą podróżować

No właśnie, rosnące ceny ropy naftowej, złotówka słaba wobec euro i dolara – czy biura podróży mogą sobie pozwolić na niepodnoszenie cen wyjazdów?

Wszystko zależy od tego, jak wygląda ich polityka kosztowa. Czy mają zabezpieczone ceny paliwa i walut, czy nie – jeśli nie, może się okazać, że jednak muszą podnieść ceny, by nie ponosić strat. Tego nie da się uogólnić. Z drugiej strony nie można stosować zbyt wielkich podwyżek, bo rynek tego nie zaakceptuje.

Jednak chyba akceptuje – ceny wzrosły, a klienci kupują zagraniczne wyjazdy, i to bardzo chętnie.

Teraz tak, bo przez dwa lata wiele osób nie podróżowało, ale to efekt odbicia po pandemii. Gdybym kierował firmą turystyczną, i gdyby zadała mi pani pytanie o strategię w zeszłym roku, kiedy pandemia się kończyła i nie było wojny, powiedziałbym: zdecydowanie podnosimy ceny. Teraz sytuacja jest inna. Rosnące koszty życia, niepewność wywołana konfliktem w Ukrainie sprawiają, że możliwości finansowe ludzi są ograniczone.

To co mają zrobić biura podróży, żeby utrzymać rentowność przy wyższych kosztach przygotowania wyjazdów?

Powiem to, czego pewnie nadal wszyscy, którzy pamiętają moje działania w kraju i potem w Niemczech [Marek Andryszak zasłynął z ograniczenia roli agentów turystycznych na rzecz przenoszenia sprzedaży w maksymalnym stopniu do internetu, co dawało pewną oszczędność ze względu na unikanie przez touroperatora płacenia prowizji - red.], się po mnie spodziewają: lepiej zarządzać sprzedażą. Niektóre biura podróży w Polsce już w przeszłości o to zadbały, inne jeszcze nie.

Czyli agenci mają się czego obawiać?

Patrzyłem zawsze na koszty dystrybucji całościowo – brałem pod uwagę i sieć zewnętrzną, i franczyzową, i salony własne oraz telefoniczne centrum obsługi klienta. W Polsce to ostatnie jeszcze nie generuje tak wysokich kosztów jak na Zachodzie, co wynika z wysokości pensji. U nas nadal są one niższe niż w Niemczech, więc akurat ten element dystrybucji jest dość dobrze zarządzany.

W czasie covidu klienci biur podróży zaczęli chętniej zaglądać do biur agencyjnych niż przed pandemią. Rola sprzedawców znowu wzrosła, choćby ze względu na mnogość nowych warunków wyjazdów.

Owszem, pandemia była dużym wyzwaniem – klienci potrzebowali bardziej szczegółowej porady, bo chcieli przede wszystkim wiedzieć, jakie są zasady podróżowania do poszczególnych krajów. Teraz, kiedy większość państw luzuje zasady wjazdu i restrykcje covidowe, ta potrzeba informacyjna znika. A im bardziej dojrzali i doświadczeni będą turyści, tym mniej pomocy ze strony sprzedawcy będą potrzebować.

Czytaj więcej

Betlej: TUI Poland ujawnia, ile kosztowała go pandemia

Czyli trzeba inwestować w technologię do samoobsługi?

Na pewno cyfryzacja to trend ogólnoświatowy, nie ma co z tym dyskutować. Dotyczy to wszystkich obszarów naszego życia, nie tylko turystyki. Klienci będą oczekiwali większej samoobsługi, możliwości kupowania bez potrzeby kontaktowania się z kimkolwiek.

A czy nie ma zagrożenia, że pójdziemy w technologię tak głęboko, że zacznie nas ona przytłaczać, przez co znów sięgniemy po tradycyjną poradę przez telefon?

W pani pytaniu jest sprzeczność. Nie możemy robić technologii dla technologii. Ona ma nam pomagać, upraszczać procesy, a nie komplikować życie.

Czy to znaczy, że wszystko, czego dzisiejszy turysta potrzebuje w sensie rozwiązań technologicznych jest dostępne i wystarczy tylko po to sięgnąć?

Tak, ale nie wiem, co będzie za trzy lata. Może potrzeby się zmienią i trzeba będzie dać klientom inne narzędzia.

Skoro jesteśmy przy trendach – czy widzi pan takie, które pojawiły się w pandemii, być może teraz utrwalają się przez wojnę i zostaną z nami na dłużej?

Raczej nie. Myślę, że zmiany w zachowaniach klientów były i są wywołane tymi zdarzeniami, o których pani mówi. Kiedy ustaną, sytuacja wróci do normy.

Jak pan widzi wpływ wojny na turystykę?

Nie sądzę, żeby miała duże znaczenie. Dla rynków zachodnich na pewno nie – tam wszystko działa normalnie, ludzie kupują wyjazdy. Trochę inaczej jest w Polsce, bo jesteśmy bliżej tych wydarzeń i to wpływa też na nasze samopoczucie. Zaraz po tym, jak Rosja napadła na Ukrainę, w Polsce sprzedaż wycieczek na chwilę się zatrzymała, ale teraz znów idzie do przodu.

Ale są też inne efekty tego konfliktu – jeśli nawet Rosjanie i Ukraińcy będą podróżować w tym roku, to w ograniczonym zakresie. Czy hotelarze z rynków tradycyjnie zależnych od tych klientów opuszczą ceny, na czym skorzystają polscy klienci?

To nie jest takie oczywiste. Rosjanie chętnie jeździli na przykład do Belek, które jest dość drogim kurortem na Riwierze Tureckiej. Tamtejsze hotele rzadziej odwiedzają Polacy, trudno więc przewidywać jakieś masowe korzyści dla naszych klientów.

Inaczej może być w Niemczech czy w Wielkiej Brytanii, gdzie zasobność portfela jest większa. Ale pewnie w poszczególnych hotelach będzie można znaleźć tańszą ofertę.

Abstrahując od wojny, jakie widzi pan perspektywy dla polskiego rynku turystyki zorganizowanej?

Bardzo dobre. W Niemczech potencjał rozwoju jest już ograniczony, za to w Polsce nadal jest wiele osób, które jeszcze nigdy nie wyjeżdżały za granicę, nie mówiąc o tym, że nie skorzystały z usług biura podróży. I nie chodzi mi wcale o dzieci, czy młodzież, ale o osoby w wieku 35+.

Wiele osób uważa, że wyjazd z biurem podróży jest droższy niż zorganizowany samodzielnie. Jak sobie z tym radzić?

Nie ma co walczyć z wiatrakami. Jeśli ktoś sądzi, że sam zorganizuje sobie wyjazd lepiej i taniej, to szkoda czasu na przekonywanie go, że jest inaczej. Należy raczej skierować wysiłek na pozyskanie tych, którzy nie podróżowali, i którzy chcą czuć się zaopiekowani na wyjeździe. Taką opiekę daje touroperator.

Ma pan olbrzymie doświadczenie zdobyte w turystyce wyjazdowej w Polsce i za granicą, co radziłby pan swoim dawnym kolegom po fachu? Czy są jakieś ciekawe strategie, które warto przenieść na przykład z Niemiec do naszego kraju?

Zawsze powtarzałem, że rynek polski bardzo się różni od niemieckiego czy brytyjskiego. Owszem, patrzmy na trendy ogólnoświatowe, choćby takie jak wspomniana cyfryzacja, ale nie przekładajmy strategii zza zachodniej granicy nad Wisłę.

Jak powinna zatem wyglądać strategia polskiego biura podróży?

To indywidualna sprawa i odpowiedzialność kadry zarządzającej, ale na pewno postawiłbym na szerokość półki produktowej. Dziś nawet duzi touroperatorzy, pomijam tych, którzy mają zagraniczne spółki-matki, mają dość ograniczoną ofertę. Tylko pozornie wybór jest duży – tymczasem w poszczególnych kierunkach hoteli nie mają wcale tak wiele.

U nas polityka polega na podpisywaniu dość głębokich kontraktów, czyli zamiast przykładowo stu hoteli z kilkoma pokojami, oferowanych jest 20, za to w każdym po 50-100 pokojów. Z punktu widzenia touroperatora, który chce uzyskać u hotelarza dobrą cenę to dobre rozwiązanie, ale z perspektywy atrakcyjności oferty, już niekoniecznie.

Jak zatem konkurować z gigantami? Nie da się nagle zawrzeć setek nowych kontraktów.

To już zależy od strategii poszczególnych biur. Niektórzy próbują wejść na rynki zagraniczne, żeby zwiększyć siłę zakupową.

W którym kierunku powinna iść ich ekspansja?

Raczej nie w zachodnim. Kraje obszaru DACH (Niemcy, Austria, Szwajcaria) nie są dobrym rynkiem dla polskich biur. Być może mogłyby konkurować ceną, ale napotkałyby wiele przeszkód, choćby w postaci konieczności zapewnienia obsługi niemieckojęzycznej. O wiele lepszy wydaje się kierunek na południe i wschód od polskiej granicy.

Netflix mówi, że dla niego konkurentem są gry komputerowe, które odciągają ludzi od oglądania filmów. Co jest największym konkurentem turystyki?

Turystyka.

To znaczy?

Dla turystyki zorganizowanej inny rodzaj turystyki. Raczej nie ma tu innego substytutu. Pewnie znajdą się tacy, którzy powiedzą, że wolą przez dwa tygodnie odpoczywać przed telewizorem, ale to raczej mała grupa. Większość chce wyjść na zewnątrz, zmienić otoczenie.

Czy masowa indywidualizacja to sposób na pozyskanie tych, którzy chcą zmienić otoczenie, ale nie korzystają z oferty biur podróży?

W Polsce personalizacja oferty jest dużo mniejsza niż na Zachodzie, bo ogranicza się do typu pokoju, czy rodzaju miejsca w samolocie. W Niemczech sięga dużo głębiej – do usług świadczonych w destynacjach, od transferów, przez wycieczki fakultatywne aż po inne atrakcje. U nas ten trend też się pojawia, ale jeszcze nie w takim stopniu, jak na innych rynkach. Tu widziałbym pole do rozwoju.

Marek Andryszak

Do jesieni 2021 roku był prezesem niemieckiego biura podróży TUI Deutschland, należącego do koncernu TUI. Nadzorował wtedy również rynki polski, austriacki i szwajcarski. Pracę w turystyce rozpoczął po studiach jako stażysta w TUI AG, z czasem został menedżerem odpowiedzialnym za układanie siatki lotów. W kwietniu 2009 roku objął stanowisko prezesa spółki TUI Poland, które piastował do maja 2016. W czerwcu 2016 roku wrócił do Niemiec na stanowisko szefa należącego do koncernu internetowego biura podróży L’tur, wyspecjalizowanego w sprzedawaniu wyjazdów last minute. Od stycznia 2017 roku objął stanowisko dyrektora operacyjnego w TUI Deutschland, 1 kwietnia dyrektora sprzedaży, a 1 lipca prezesa tej firmy. Obecnie ponownie mieszka w Polsce gdzie kieruje firmą 8a, zajmującą się sprzedażą sprzętu i odzieży turystycznej i sportowej.

Czytaj więcej

Marek Andryszak zmienił branżę. Teraz będzie kierował polskim sklepem internetowym

Marzena German: Po dwóch latach pandemii ludzie masowo wracają do podróżowania. Czy branża jest gotowa, żeby sprawnie obsłużyć tak duży ruch? W końcu przez ostatnie dwa lata trochę się od tego odzwyczaiła.

Marek Andryszak, były prezes TUI Deutschland: Zdecydowanie jest gotowa, co więcej, świetnie sobie radzi, biorąc pod uwagę przeszkody, z jakimi musiała się zmierzyć przez ostatnie dwa lata. Najpierw była pandemia, potem przyszła wojna, która spowodowała, na szczęście chwilowe, wstrzymanie sprzedaży, w Polsce mieliśmy problem z kontrolerami lotniczymi, a teraz boryka się z wysokimi cenami paliwa i kursami walut, co jest w części konsekwencją napaści Rosji na Ukrainę. To, że szefowie biur podróży potrafią w tych trudnych warunkach się odnaleźć, jest godne podziwu i zasługuje na szacunek.

Pozostało 93% artykułu
Biura Podróży
Traveldata: Ceny zagranicznych wakacji od 30 do 40 procent w górę. Liderem Turcja
Hotele
W tym roku może zabraknąć miejsc w hotelach. "Ludzie wyrywają sobie oferty"
Biura Podróży
Nowy ulubiony kierunek rosyjskich turystów - Uzbekistan. Cel... karty płatnicze
Biura Podróży
Niemcy wracają do biur podróży. Najczęściej na krótko przed wylotem
Biura Podróży
W Wielkiej Brytanii ceny wycieczek rosną, ale o wiele wolniej niż inflacja