W najbliższy czwartek w Brukseli zbiorą się przywódcy 27 państw UE, którzy mają m.in. rozmawiać o możliwości stworzenia unii bankowej w Europie. Taki pomysł wcześniej dyskutowany przez ekspertów jest teraz popierany przez międzynarodowe instytucje. W ubiegłym tygodniu stworzenie unii bankowej zaleciła strefie euro Christine Lagarde, szefowa MFW, powołując się na raport swoich ekspertów. Teraz do chóru zwolenników wspólnego nadzoru, gwarancji depozytów i funduszu likwidacyjnego dołączył Bank Rozrachunków Międzynarodowych (BIS). To międzynarodowa instytucja zrzeszająca 58 banków centralnych świata, w tym NBP. – Unia walutowa, która centralizuje zarządzanie płynnością, może stać w konflikcie z systemami bankowymi podzielonymi narodowymi granicami – powiedział Jaime Cardana, dyrektor generalny BIS. BIS apeluje o dokończenie procesu uzdrawiania banków, finansów publicznych i o reformy strukturalne.
BIS zwraca uwagę na niebezpieczną tendencję znaczącego wzrostu aktywów banków centralnych. Wobec skali kryzysu i zagrożenia brakiem płynności na rynku finansowym banki centralne zdecydowały się na utrzymywanie prawie zerowych stóp procentowych i stałe pożyczanie pieniędzy instytucjom finansowym. Operacja była potrzebna i odegrała swoją rolę w zapobieżeniu globalnemu załamaniu. Aktywność banków centralnych nigdy w historii nie była tak duża i nie wiadomo, czym może się skończyć. Jeszcze przed wybuchem kryzysu finansowego w 2008 r. aktywa pięciu głównych banków centralnych (USA, euro, Japonii, W. Brytanii i Szwajcarii) sięgały 4 bilionów USD. Teraz wynoszą już 9 bln USD, co stanowi 13 proc. globalnego PKB.
Jak mówi Jaime Cardana, wszystko to tworzy „nierealistyczne oczekiwania związane z siłą banków centralnych", które nie zastąpią rządów w reformowaniu budżetów i realnej gospodarki.
—Anna Słojewska z Brukseli