Kaczyński obiecuje tanie kredyty hipoteczne

Przekucie w czyn deklaracji prezesa Prawa i Sprawiedliwości pochłonęłoby miliardy złotych z budżetu, ale nie rozwiązałoby strukturalnego problemu braku dostępności mieszkań.

Publikacja: 05.09.2022 22:00

Prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński podczas spotkania z mieszkańcami w Stalowej Woli

Prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński podczas spotkania z mieszkańcami w Stalowej Woli

Foto: PAP/Darek Delmanowicz

Prezes PiS Jarosław Kaczyński wspominał podczas weekendowego spotkania z wyborcami, że rozważany jest preferencyjny kredyt dla młodych rodzin. Polityk nie wyszedł z inicjatywą, tylko odpowiadał na pytanie z sali – konkretów padło więc jak na lekarstwo. Kaczyński powiedział o potencjale 50 tys. rodzin rocznie, oprocentowaniu 2 proc. w skali roku i o tym, że różnicę dopłaciłby Bank Gospodarstwa Krajowego.

Na podstawie tych zdawkowych informacji można więc jedynie spekulować, że program „kredyt z gwarantowanym niskim oprocentowaniem” mógłby być podobny do uruchomionego niedawno programu „kredyt z gwarantowanym wkładem własnym”. Pożyczki mogłyby zatem udzielać chętne do tego banki komercyjne, które zawarłyby umowę z BGK, a ten najwyraźniej miałby dopłacać im różnicę między 2 proc. a stawką rynkową.

Sedno problemu

Według raportu AMRON-SARFiN na koniec II kwartału br. średnie oprocentowanie modelowego kredytu hipotecznego wyniosło 9,03 proc., o 2,25 pkt proc. więcej kwartał do kwartału i 6,55 pkt proc. więcej rok do roku. Mocny wzrost to efekt podwyżek stóp procentowych, a co za tym idzie – stawek WIBOR. Eksperci szacują, że w tej chwili średnie oprocentowanie kredytu ze zmienną stopą to 9,5 proc., a z okresowo stałą – 8,5 proc.

Czytaj więcej

Aneta Gawrońska: Tanie kredyty. W wyborczych obietnicach

Popyt na kredyty hipoteczne jest obecnie najniższy, odkąd Biuro Informacji Kredytowej monitoruje rynek, za czym idzie pikująca sprzedaż mieszkań. Powodem jest szybki wzrost stóp, ale zdolność kredytową Polaków dewastuje rekomendacja S: to zalecenie Komisji Nadzoru Finansowego, by banki, badając zdolność, sprawdzały, czy klient udźwignąłby pożyczkę przy stopie o jeszcze 5 pkt proc. wyższej od bieżącej. Polski Związek Firm Deweloperskich apelował do KNF, by w kontekście prawdopodobnego szczytu cyklu podnoszenia stóp złagodzić rekomendację, szczególnie dla kredytów z okresowo stałą stopą. Na razie się na to nie zanosi.

Jak eksperci oceniają koncepcję naszkicowaną przez prezesa PiS?

– Oprocentowanie 2 proc. w skali roku rozwiązałoby problem z dostępnością kredytów dla młodych, ale pod warunkiem, że taka stawka obowiązywałaby przez cały okres spłaty – komentuje Jarosław Sadowski, główny analityk Expander Advisors. – Gdyby niskie oprocentowanie było tylko przez jakiś czas, to bank musiałby liczyć zdolność dla pełnego oprocentowania, zakładając, że dopłata kiedyś się skończy. W efekcie dostępna kwota i tak byłaby bardzo niska – kwituje.

Bartosz Turek, główny analityk HRE Investments, uważa, że plusem takiego rozwiązania byłoby to, że młodzi mieliby możliwość zakupu własnego mieszkania w momencie, w którym koniunktura na rynku wyraźnie się pogorszyła. Mogliby spokojnie podejmować decyzję bez konieczności ścigania się z rynkiem i rosnącymi cenami. – Wprowadzenie programu preferencyjnych kredytów miałoby sens nie tylko społeczny, ale też wsparłoby sektor budownictwa mieszkaniowego, który w ostatnim czasie mocno zwalnia z inwestycjami i za dwa–trzy lata może dojść do sytuacji, że lokali oddawanych do użytku będzie skrajnie mało, co przełoży się na presję na wzrost cen – zaznacza.

Koszty zamiast wędki

Dotowany program to również obciążenie budżetu państwa. – Jeśli takich kredytów udzielanych byłoby rzeczywiście po 50 tys. rocznie, to przy obecnych warunkach rynkowych i przeciętnej wartości kredytu 300 tys. zł otrzymalibyśmy kwotę dopłaty rzędu co najmniej 1 mld zł rocznie – mówi Turek. – Byłoby to co roku narastające obciążenie dla budżetu (coraz większa baza kredytów z niskim oprocentowaniem), którego nie dałoby się sensownie oszacować, konstruując budżet: koszt ten po prostu byłby zmienny, zależny od warunków rynkowych, dokładnie tak samo jak w przypadku programu „Rodzina na swoim” przed laty – dodaje.

Czytaj więcej

Litwiniuk: 20-procentowa inflacja nie jest wykluczona i to w styczniu

Zdaniem Turka 2 proc. w skali roku to poziom niezwykle szczodry i racjonalniejsze z punktu widzenia kosztów budżetowych byłoby 3–5 proc. (a mniej dopiero, gdyby stawka rynkowa zeszła do takiego pułapu). Należałoby to połączyć ze złagodzeniem rekomendacji S oraz zachowaniem programu „Kredyt z gwarantowanym wkładem własnym”, który dla budżetu jest znacznie tańszy niż bezpośrednie dopłaty.

Marcin Krasoń, ekspert portali Obido/Otodom, uważa, że stawka 2 proc. ze wspomaganiem BGK brzmi jak bardzo ciekawa oferta dla konsumentów, ale diabeł tkwi w szczegółach. – Kto i na jakich zasadach miałby skorzystać z programu? Na jak długo? Czy możliwość ta zależałaby od dochodów, kwoty zaciąganego kredytu, a może wysokości raty? Jak długo program byłby dostępny i kiedy można by z niego korzystać? – pyta Krasoń. – Dziś niska zdolność kredytowa i wysokie raty są dużym wyzwaniem i problemem Polaków, więc mądrze i szybko przygotowane rozwiązanie mogłoby pomóc, aczkolwiek w kwestii zdolności pomóc można zdecydowanie łatwiej i szybciej: rezygnując z rekomendacji S – zaznacza.

Zdaniem eksperta w przypadku każdego programu kluczowe jest to, co dzięki niemu ma zostać osiągnięte.

– Czy chodzi o zmniejszenie niedoboru mieszkań w Polsce? Raczej nie. Podobnie jak wiele poprzednich pomysłów – „Rodzina na swoim” czy „Mieszkanie dla młodych” – pomysł ten daje ludziom rybę zamiast wędki. Dużo efektywniej byłoby ułatwiać procedury budowlane, rozruszać budownictwo komunalne i socjalne, zamiast znów dopłacać do mieszkań tym, których i tak na nie stać, skoro są w stanie zaciągnąć kredyt – mówi Krasoń.

Czytaj więcej

Glapiński: Nie deklarujemy końca cyklu podwyżek stóp

Sprzedaż coraz niższa. Dominują zakupy za gotówkę

Według szacunków portalu tabelaofert.pl w sierpniu w siedmiu największych aglomeracjach deweloperzy sprzedali niespełna 2,6 tys. mieszkań, o 47 proc. mniej rok do roku i 10 proc. mniej niż w lipcu, przy czym dynamiki w poszczególnych miastach są mocno rozstrzelone. Jak zaznaczają eksperci, wciąż bardzo dobrze sprzedają się lokale gotowe lub z terminem oddania do końca tego roku. Króluje gotówka, a nabywców zachęca bardzo silny rynek najmu. Mimo niższej sprzedaży mieszkań ceny miesiąc do miesiąca spadły lekko tylko w Poznaniu (o 0,7 proc.), a w pozostałych miastach urosły, najmocniej we Wrocławiu (o 2,4 proc.). W skali roku zwyżki są przeważnie kilkunastoprocentowe, od 5 proc. we Wrocławiu po 19,4 proc. w Warszawie. Co charakterystyczne, deweloperzy, którzy nie udzielają rabatów, notują gorszą sprzedaż. ∑

Prezes PiS Jarosław Kaczyński wspominał podczas weekendowego spotkania z wyborcami, że rozważany jest preferencyjny kredyt dla młodych rodzin. Polityk nie wyszedł z inicjatywą, tylko odpowiadał na pytanie z sali – konkretów padło więc jak na lekarstwo. Kaczyński powiedział o potencjale 50 tys. rodzin rocznie, oprocentowaniu 2 proc. w skali roku i o tym, że różnicę dopłaciłby Bank Gospodarstwa Krajowego.

Na podstawie tych zdawkowych informacji można więc jedynie spekulować, że program „kredyt z gwarantowanym niskim oprocentowaniem” mógłby być podobny do uruchomionego niedawno programu „kredyt z gwarantowanym wkładem własnym”. Pożyczki mogłyby zatem udzielać chętne do tego banki komercyjne, które zawarłyby umowę z BGK, a ten najwyraźniej miałby dopłacać im różnicę między 2 proc. a stawką rynkową.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Banki
NBP potwierdza: List Adama Glapińskiego do premiera został wysłany
Banki
Zarząd NBP broni Adama Glapińskiego. "To próba złamania niezależności banku"
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wspiera ważne dla społeczeństwa inwestycje
Banki
PKO BP ma już nowego prezesa. Kto pokieruje największym polskim bankiem?
Banki
"FT": Adam Glapiński chce zakończyć spór z rządem. Pisze do Donalda Tuska