Korespondencja z Brukseli
Na niespełna tydzień przed unijnym szczytem w stolicy Włoch spotkali się szefowie rządów Niemiec, Francji, Hiszpanii i Włoch. Po raz pierwszy przygotowania do Rady Europejskiej odbywały się w czworokącie.
W przeszłości ton Unii nadawał duet Merkel – Sarkozy, jednak po porażce wyborczej tego drugiego i zwycięstwie socjalisty Francois Hollande'a niemiecka kanclerz nie znajduje już wiele wspólnego z francuskim prezydentem. Rozmowa w Rzymie potwierdziła podział w podstawowej kwestii euroobligacji. Zdaniem Angeli Merkel wspólne emisje papierów dłużnych będą mogły nastąpić dopiero, gdy państwa zgodzą się na oddanie znaczącej części swojej suwerenności budżetowej na rzecz wspólnych instytucji. Tymczasem Hollande chce pieniędzy, zanim zastanowi się nad oddaniem części władzy.
Wobec takiej różnicy zdań przywódcom czterech największych gospodarek strefy euro pozostało uzgodnić to, co wcześniej już nie budziło kontrowersji. Pakiet na rzecz wzrostu gospodarczego, który ma sięgać 130 mld euro i obejmować większe kapitały Europejskiego Banku Inwestycyjnego, wspólne obligacje projektowe na inwestycje infrastrukturalne czy przesunięcia w niewykorzystanych funduszach strukturalnych. Faktycznie nie zawierają one żadnej nowej gotówki. Przywódcy wstępnie dyskutowali też o pomysłach unii bankowej. Ale na razie bez szczegółów. Wielkich nadziei na przełom i poprawę nastrojów gospodarczych po szczycie 28 – 29 czerwca chyba jednak nie ma, skoro agencja Moody's obniżyła rating 15 globalnych banków, w tym Bank of America i Citigroup.
Cztery kraje uzgodniły natomiast koncepcję podatku od transakcji finansowych. Wobec sprzeciwu Wielkiej Brytanii powstał pomysł wykorzystania mechanizmu tzw. wzmocnionej współpracy, czyli zastosowania go w grupie chętnych krajów. Takie działanie dopuszcza traktat lizboński, wymaga tylko zgody Komisji Europejskiej i Parlamentu Europejskiego, a te instytucje są zwolennikami podatku. Na razie akces do grupy zgłasza dziewięć państw. Wśród nich nie ma Polski.