Na prezesów i trenerów padł blady strach. PZPN ogłosił, że w przyszłym sezonie w każdym meczu, w każdej drużynie, przez 90 minut będzie musiał występować młodzieżowiec, czyli zawodnik do lat 21. Prezesi mają pół roku, by się przygotować. Będą musieli znaleźć zdolną młodzież albo u siebie w szkółkach, albo sprowadzić do klubu. Kierunkiem poszukiwań siłą rzeczy staną się niższe ligi.
Od przyszłego sezonu każdy klub będzie musiał mieć w kadrze minimum trzech–czterech zawodników poniżej 21. roku życia. Nie można bowiem zakładać, że uda się cały sezon rozegrać, wystawiając wciąż tego samego młodzieżowca.
Jedynym klubem, który już obecnie spełnia przyszłoroczne wymagania, jest Górnik Zabrze. Drużyna Marcina Brosza była objawieniem poprzednich rozgrywek, ale jednocześnie stała się ofiarą własnego sukcesu. Górnik stracił czołowych zawodników – Rafała Kurzawę, który wyjechał do Francji, a także Damiana Kądziora, który wybrał ligę chorwacką.
Brosz nie dostał pieniędzy na wzmocnienia i musiał pracować według tego samego schematu, który zapewnił jego zespołowi najpierw awans do ekstraklasy, a następnie czwarte miejsce – zdobywać punkty, wystawiając doświadczonych zawodników i młodzież. W tym sezonie jednak juniorom z Zabrza, wspartym przez doświadczonych Hiszpanów, nie idzie już tak dobrze.
Przed ostatnią kolejką Górnik miał tyle samo punktów, co znajdująca się w strefie spadkowej Miedź. I w niedzielę w Zabrzu Górnik podejmował właśnie beniaminka z Legnicy. Już na przerwę podopieczni Brosza schodzili, przegrywając 0:1, po tym jak rzut wolny precyzyjnie wykonał Petteri Forsell. Chwilę po przerwie Fin pewnie wykorzystał rzut karny – podyktowany po zagraniu ręką Michała Koja – i obsunięcie się Górnika do strefy spadkowej stało się faktem.