Poszło o system punktacji, od którego zależy los każdego aplikanta. Zdaniem sześciu aplikantów krakowska szkoła niezgodnie z prawem przyjęła system oceniania praktyk niekorzystny dla szkolących się. W rezultacie wielu z nich straciło i nie dostało się na wymarzone aplikacje specjalistyczne. Być może będą mieli szanse teraz na nie wrócić.
Na aplikację ogólną w 2009 r. (właśnie o ten rocznik chodzi, bo rok później przepisy zmieniono) przyjęto 304 osoby. Rok później ukończyło ją 298 prawników, a wnioski o aplikacje specjalistyczne złożyło 248 z nich. Na obie aplikacje w sumie dostało się jednak zaledwie 150 osób (limit dwa razy po 75 ustalił minister sprawiedliwości). Pozostałym 98 osobom dyrektor Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury odmówił przyjęcia.
Od decyzji tej odwołało się 62 niezadowolonych aplikantów. Część poskarżyła się do ministra sprawiedliwości, ale kiedy ten utrzymał w mocy decyzje dyrektora krakowskiej szkoły, poddała się. Jednakże 46 zawiedzionych postanowiło walczyć o swoje prawa – najpierw wnieśli skargi do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie. Ten je oddalił. 22 niezadowolonych skorzystało z ostatniej szansy i skierowało skargi do NSA. Sześciu już wygrało. Sąd uchylił wydane wcześniej niekorzystne decyzje. Wygranym zasądził też ponad 700 zł zwrotu kosztów postępowania od ministra sprawiedliwości. Reszta nieprzyjętych aplikantów czeka na rozprawy.
O co chodzi? Otóż początkowo podczas ustalania listy kwalifikacyjnej miała być liczona suma ocen z praktyk oraz egzaminów 24 (w tym 15 z praktyk i 9 ze sprawdzianów). W trakcie aplikacji nikt nie kwestionował takiego sposobu. Tymczasem kilka dni przed końcem nauki aplikanci otrzymali informację, że z ocen z praktyk będzie wyciągana średnia i dołączana do dziewięciu ocen z egzaminów (w sumie dziesięć ocen).
Rafał Dzyr, który odpowiada za aplikacje w krakowskiej szkole, zapewniał wówczas „Rz", że uczelnia nie zmieniła reguł gry. I tłumaczył, że nie było wcześniej jednolitej wykładni przepisów dotyczących sposobu oceny praktyk. Problem wystąpił, kiedy powstawała pierwsza lista klasyfikacyjna. Wówczas to dyrektor wydał zarządzenie porządkujące wątpliwe kwestie, a minister je utrzymał.