Dariusz Rosati: Samoizolacja Polski nie ma sensu

Trudno przewidzieć, jaki będzie ostateczny kształt unijnego budżetu, ale może nie udać się nam obronić nawet tego, co teraz proponuje Komisja Europejska – alarmuje europoseł i były minister spraw zagranicznych Dariusz Rosati.

Publikacja: 29.07.2018 21:00

Dariusz Rosati: Samoizolacja Polski nie ma sensu

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Rz: Propozycja Komisji Europejskiej (KE), dotycząca podziału unijnych pieniędzy na lata 2021–2027, przewiduje znacznie mniej pieniędzy dla Polski niż w poprzednim rozdaniu. Pana zdaniem uda nam się coś jeszcze wywalczyć?

Prof. Dariusz Rosati: Propozycja budżetowa jest dla nas niekorzystna. Dostaniemy mniej pieniędzy, cięcia będą odczuwalne zwłaszcza w polityce spójności. Uważam jednak, że wetowanie całej propozycji budżetowej nie ma sensu. Pamiętajmy, że Polska, pomimo zapowiadanych mniejszych wpływów, pozostanie największym beneficjentem tych funduszy. Pojawiające się propozycje zawetowania budżetu są przejawem politycznej niedojrzałości. Zamiast weta potrzebna jest skuteczna dyplomacja i umiejętność budowania sojuszy. A jakich partnerów ma obecnie nasz kraj? Węgry? Jest rzeczą głęboko upokarzającą dla Polski, że rząd polski wisi u klamki Orbana, licząc na to, że on go obroni. To pokazuje skalę upadku polskiej pozycji w Europie. Pielgrzymujemy do Budapesztu, a przecież kluczowe dla Unii Europejskiej decyzje podejmowane są w Brukseli, Berlinie, Paryżu czy Rzymie. A tam nas nie ma.

Czytaj także: Radykalne zmiany w Brukseli. Polska dostanie dużo mniej środków 

Udało się jednak zbudować np. wspólne stanowisko Grupy Wyszehradzkiej w sprawie migrantów.

Ale proszę zauważyć, że tylko sprawa migracji łączy te kraje. To zbyt wątła podstawa do trwałej współpracy. Jeśli spojrzymy na inne ważne kwestie, jak unijny budżet, stosunki z Rosją, polityka energetyczna czy klimatyczna – tu już nie ma jedności. Mam wrażenie, że polski rząd wybrał siedzenie w kącie, ale bojkotowanie nieformalnych rozmów w Brukseli jest wielkim błędem. Tajemnica odnoszenia sukcesów w UE polega bowiem na ciągłych negocjacjach, umiejętności budowania sojuszy wokół różnych spraw, świadomego popierania innych krajów w mniej ważnych dla nas sprawach. Tymczasem nasz rząd jest w tych brukselskich grach kompletnie nieobecny. Taka samoizolacja nie ma sensu. Jeśli się nie jest przy stole negocjacyjnym, to na ogół jest się na stole jako przystawka.

Jaka jest więc pozycja negocjacyjna Polski w kontekście unijnego budżetu?

Trudno przewidzieć, jaki będzie ostateczny kształt budżetu, ale może nie udać się nam obronić nawet tego, co teraz proponuje KE. Pamiętajmy, że są kraje, które nie zgadzają się nawet na taki poziom wydatków i domagają się dalszych cięć. Wśród nich są Holandia, Dania czy Szwecja. A pozycja negocjacyjna Polski jest słaba, co jest m.in. wynikiem sporu rządu z Komisją Europejską w kwestiach związanych z praworządnością i zmianami w sądownictwie. W rezultacie wiele spraw przegrywamy. Wystarczy wspomnieć przepisy dotyczące delegowania pracowników, dyrektywę gazową, ostatkiem sił bronimy swoich interesów w ramach pakietu mobilności, który zawiera niekorzystne dla nas propozycje przepisów dla transportu drogowego. Konflikt wokół praworządności i brak aktywności dyplomatycznej powoduje, że Polska została osamotniona na forum unijnym.

Zmiana premiera w polskim rządzie nie pomogła?

Mateusz Morawiecki tym się różni od swojej poprzedniczki, że przynajmniej rozmawia. Z tym że z tych rozmów coś musi wynikać, a tak się nie dzieje. Co więcej, Morawiecki utracił część wiarygodności, usiłując sprzedać w Brukseli tanią rządową propagandę na temat zmian w sądownictwie, choćby w postaci tzw. białej księgi, która została bardzo źle przyjęta. Przecież w Europie wszyscy wiedzą, co się dzieje w Polsce, i takie próby mydlenia oczu budzą rozczarowanie i irytację. Dotyczy to także reakcji na niedawne wystąpienie w Parlamencie Europejskim, kiedy zarzucano premierowi, że w wielu kwestiach po prostu mijał się z prawdą.

Jak pana zdaniem może zakończyć się ten spór?

Mamy do czynienia z bardzo poważną sprawą, choć rząd udaje, że nic wielkiego się nie dzieje. I jak mantrę powtarza, że został wybrany w demokratycznych wyborach i może robić swoje reformy. Nikt nie kwestionuje prawa rządu PiS do reformowania państwa, także w wymiarze sprawiedliwości. Tylko niech te zmiany będą zgodne z konstytucją oraz z europejskimi standardami praworządności i demokracji. Myślę, że dotychczasowe wyjaśnienia polskich władz były zupełnie niewystarczające i temat powróci jesienią w postaci rekomendacji KE do Rady UE o stwierdzenie ryzyka poważnego naruszenia praworządności. To jest decyzja, którą Rada podejmuje kwalifikowaną większością głosów i jest duża szansa, że ten wniosek może przejść. Nie sądzę natomiast, żeby Polska została ukarana, bo na pewno nie zgodzą się na to Węgry.

Tym bardziej że Węgry same mają teraz podobny problem...

Dokładnie. Nad nimi też wisi widmo kar za naruszenie praworządności, dlatego nie będą chcieli tworzyć precedensu. Ale i bez sankcji Polska poniesie bardzo dotkliwe i namacalne szkody wynikłe z tej afery.

Wizerunek Polski bardzo na tym ucierpiał?

To nie jest tak, że Polska jest źle postrzegana jako kraj. Jako naród jest darzona szacunkiem, wszyscy moi koledzy, mówiąc o Polsce, zawsze podkreślają ogromne historyczne zasługi Polaków, w tym w procesie obalenia totalitaryzmu w Europie Środkowo-Wschodniej. Pamiętają o Solidarności i o Lechu Wałęsie. Wielu z nich odwołuje się też do Jana Pawła II. Natomiast krytyką objęte są działania obecnego rządu. I widzę tu dwie postawy. Część naszych kolegów kompletnie nie rozumie tego, co się stało. Mówi, że byliśmy krajem liderem przemian, krajem sukcesu gospodarczego, że dostaliśmy najwięcej pieniędzy z unijnych funduszy. Nie rozumieją, jakim cudem doszło u nas do wyboru nacjonalistycznej, populistycznej opcji politycznej. Inni z kolei mówią, że Polska okazała się niedojrzała do tego, by zająć miejsce w rodzinie demokratycznych państw, i niepokoją się autokratycznymi zapędami obecnej władzy. Dlatego widzą potrzebę ograniczenia skali solidarności finansowej wobec nas. A to dlatego, że trudno im będzie przekonać swoich podatników, że trzeba nadal udzielać wsparcia Polakom, którzy naruszają praworządność. Ale nie tylko o pieniądze tu chodzi.

Jakie więc jeszcze widzi pan zagrożenia?

Inne kraje unijne nie będą już życzliwie podchodzić do oczekiwań Polski w sprawach ważnych dla naszego kraju, jak polityka klimatyczna, spalanie węgla, polityka wobec Rosji i Ukrainy itd. Ucierpią więc bardzo poważnie nasze interesy.

Przekonują pana argumenty rządu przeciwko wejściu Polski do strefy euro?

Absolutnie nie, choćby dlatego że rząd nie podaje żadnych sensownych argumentów. Ale chyba rozumiem, dlaczego PiS jest przeciwny wprowadzeniu euro. Po pierwsze, wynika to z ignorancji, bo wydaje się, że w tej partii nie ma nikogo, kto rozumiałby gospodarcze i polityczne korzyści wynikające z przyjęcia wspólnej europejskiej waluty.

A po drugie?

Drugi powód jest taki, że wejście do strefy euro wymaga ściślejszej koordynacji polityki gospodarczej, co zmniejsza przestrzeń do popełniania błędów i wymusza rozsądną politykę. Zwłaszcza po kryzysie greckim przyjęto cały szereg rozwiązań, które chronią przed podobnymi przypadkami. A Jarosław Kaczyński nie chce, by ktokolwiek krępował mu ręce. Tymczasem z moich badań wynika, że utrzymując własną walutę zamiast euro, Polska traci rocznie 30–40 mld zł. To są między innymi koszty wymiany walut, zabezpieczeń transakcji wykonywanych w euro i wyższych stóp procentowych. Oczywiście Polska bez euro też przeżyje. Ale jeśli chcemy, żeby polskie firmy były bardziej konkurencyjne i szybciej się rozwijały, nie powinniśmy rzucać im kłód pod nogi. Niestety, nie ma obecnie politycznej gotowości, aby temat ten popchnąć do przodu. Dlatego ewentualna zmiana waluty to na razie bardzo odległa perspektywa.

Dariusz Rosati jest ekonomistą i politykiem. Od 1990 r. profesor nauk ekonomicznych w Szkole Głównej Handlowej. W l. 1995–1997 pełnił funkcję ministra spraw zagranicznych, a w l. 1998–2004 był członkiem Rady Polityki Pieniężnej. Obecnie zasiada w Parlamencie Europejskim z ramienia PO.

Rz: Propozycja Komisji Europejskiej (KE), dotycząca podziału unijnych pieniędzy na lata 2021–2027, przewiduje znacznie mniej pieniędzy dla Polski niż w poprzednim rozdaniu. Pana zdaniem uda nam się coś jeszcze wywalczyć?

Prof. Dariusz Rosati: Propozycja budżetowa jest dla nas niekorzystna. Dostaniemy mniej pieniędzy, cięcia będą odczuwalne zwłaszcza w polityce spójności. Uważam jednak, że wetowanie całej propozycji budżetowej nie ma sensu. Pamiętajmy, że Polska, pomimo zapowiadanych mniejszych wpływów, pozostanie największym beneficjentem tych funduszy. Pojawiające się propozycje zawetowania budżetu są przejawem politycznej niedojrzałości. Zamiast weta potrzebna jest skuteczna dyplomacja i umiejętność budowania sojuszy. A jakich partnerów ma obecnie nasz kraj? Węgry? Jest rzeczą głęboko upokarzającą dla Polski, że rząd polski wisi u klamki Orbana, licząc na to, że on go obroni. To pokazuje skalę upadku polskiej pozycji w Europie. Pielgrzymujemy do Budapesztu, a przecież kluczowe dla Unii Europejskiej decyzje podejmowane są w Brukseli, Berlinie, Paryżu czy Rzymie. A tam nas nie ma.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację