– Pamiętajmy, tu w Pekinie, i tam w Helsinkach, że świat, który budowaliśmy przez ostatnie dekady, czasem w sporach, doprowadził do pokoju w Europie, do rozwoju Chin, i do końca Zimnej Wojny między Wschodem i Zachodem – powiedział przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk, na dorocznym szczycie UE-Chiny, który odbył się w poniedziałek w Pekinie. Zaledwie kilka godzin przed spotkaniem Donalda Trumpa z Władimirem Putinem w Helsinkach. Amerykański prezydent nazywa UE wrogiem, a międzynarodowy system handlowy, którego filarem jest Światowa Organizacja Handlu (WTO) uważa za szkodliwy dla USA. Tymczasem Chiny proponują Europie strategiczne partnerstwo, a WTO chcą wspierać. Mimo to Europa bardzo ostrożnie traktuje Pekin. Nie chce, żeby Chiny zastępowały USA, bo byłoby to dla niej skrajnie niekorzystne.
– UE w ostatnim czasie bardzo wyraźnie starała się pokazać Pekinowi, że cokolwiek dzieje się w relacjach z Donaldem Trumpem, to nie załamuje to strategicznego partnerstwa między Europą a USA. Chiny nie mogą zastąpić USA. Myślę, że w Pekinie zrozumieli ten przekaz. Jesteśmy konkurentami – mówi „Rzeczpospolitej" Bruno Hellendorff, ekspert think tanku Egmont Institute. To było też widać na szczycie w Pekinie. Tusk zniechęcał do rozpętywania wojen handlowych, a zachęcał do odważnego i odpowiedzialnego budowania światowego porządku opartego na wspólnych regułach. W tym miałyby uczestniczyć i USA, i Chiny. Jednocześnie w imieniu UE zaapelował o reformę WTO, szczególnie jeśli chodzi o subsydia przemysłowe, własność intelektualną, wymuszone transfery technologii, redukcję kosztów handlu, a także nowe podejście do zasad rozstrzygania sporów. Brzmi to jak lista zarzutów pod adresem Chin: to właśnie te dziedziny, w których azjatycka potęga gra nieuczciwie.
UE zgadzają się z USA w diagnozie Chin, uważają, że ten kraj jest zagrożeniem. – Byłoby najlepiej, żeby wszyscy zjednoczyli się przeciw Chinom w WTO – mówi mówi nam wysoki rangą unijny dyplomata, zaangażowany w negocjacje handlowe. Donald Trump jest przekonany, że wielostronny system jest niekorzystny dla USA. Ale myli się, bo USA wygrywają 90 procent spraw w WTO.
– Chiny przyjacielem? Na pewno nie. Wręcz przeciwnie: mamy coraz więcej wątpliwości, których nie było jeszcze 5 lat temu. Rok 2013 był punktem zwrotnym. Teraz mamy więcej interwencji państwa, więcej władzy dla partii komunistycznej, więcej transferów technologii, więcej jawnych lub ukrytych subsydiów – mówi nasz rozmówca z unijnych instytucji. Chińska inicjatywa 10 kluczowych gałęzi przemysłu to w gruncie rzeczy masowa akcja wspierania ich przez państwo. Z kolei inicjatywa budowy nowego Jedwabnego Szlaku, czyli Jeden Pas, Jedna Droga okazała się projektem wspierania chińskich firm, uprzywilejowanych w przetargach publicznych. W rezultacie powtarzany od lat przez bardziej protekcjonistyczne Francję i Włochy postulat wprowadzenia mechanizmu weryfikowania zagranicznych inwestycji również od strony ich oddziaływania na kwestie bezpieczeństwa nagle doczekał się ciepłego przyjęcia przez innych w UE. Nawet przez zawsze wolnorynkowe Niemcy. Bo kolejne ważne części infrastruktury w Europie są przejmowane przez Chiny, jak np. port w greckim Pireusie. firma energetyczna w Portugalii, czy bank w tym samym kraju. Chiny wykorzystują sytuację w krajach borykających się z kryzysem gospodarczym, które zresztą przez samą UE zostały zmuszone do prywatyzacji kluczowych przedsiębiorstw.
Z drugiej strony wiele inwestycji w Chinach jest niemożliwych, europejskie firmy są zmuszone do zakładania spółek typu joint venture z chińskimi podmiotami. W rezultacie prowadzi to do transferu technologii, a taki model w dłuższym terminie jest zyskowny dla firm chińskich, a nie ich zagranicznych partnerów. Charakterystyczne, że napływ europejskich inwestycji bezpośrednich zmniejsza się sukcesywnie, choć Chiny mają wzrost gospodarczy sięgający prawie 7 procent rocznie.