Od czwartkowego poranka kurs funt jest na huśtawce: a to gwałtownie rośnie, a to równie szybko spada. Inwestorzy nie wiedzą, czy cieszyć się z wynegocjowanego po miesiącach rokowań porozumienia, czy już przewidywać bardzo prawdopodobne jego odrzucenie przez Izbę Gmin w sobotę.
Bo też manewr Johnsona jest szyty bardzo grubymi nićmi. Jego podstawą jest twierdzenie, że udało się ustrzelić „backstop”: mechanizm, zgodnie z którym nawet po wyjściu z Unii sama Irlandia Północna albo całe królestwo będą bezterminowo stosować unijną politykę handlową bez wpływy na jak kształt aby uniknąć przywrócenia kontroli na granicy między Ulsterem a Republiką Irlandii.
I faktycznie, wraz z brexitem całe Zjednoczone Królestwo ma formalnie wyjść z unii celnej, jaką dziś tworzy z resztą Wspólnoty. Ale w praktyce w Irlandii Północnej nadal będą obowiązywały unijne stawki celne i normy towarowe.
Johnson, dla którego głównym celem jest zwycięstwo w nadchodzących, przedterminowych wyborach parlamentarnych, liczy, że takim manewrem nie tylko uwiedzie eurosceptyczną frakcję torysów, ale także konserwatywny elektorat. I sondaże dają mu na razie rację: poparcie dla Partii Konserwatywnej sięga 37 proc. wobec 22 proc. dla laburzystów.
Ale dla Demokratycznej Partii Unionistycznej (DUP) stawka jest odmiennej natury. Chodzi o egzystencjalne wyzwaniem, jakim jest niedopuszczenie do odmiennego statusu Ulsteru wobec reszty Zjednoczonego Królestwa, co może okazać się decydującym krokiem dla włączenia północnej części wyspy do Republiki Irlandii.