Chyba nawet tenisowo obojętny nocny stróż, jeśli oglądał ten mecz, nie zasnął do rana i dłużej obojętny już nie będzie. Nadal i Thiem skończyli grać o drugiej w nocy czasu nowojorskiego, w Polsce była ósma rano. Hiszpan wygrał 0:6, 6:4, 7:5, 6:7 (4-7), 7:6 (7-5) po blisko pięciogodzinnej walce.
Zaczęło się niesamowicie. W pierwszym secie broniący tytułu Nadal wygrał tylko osiem piłek. Pytany po meczu, co wtedy myślał, odpowiedział: „Obudź się”.
Jak powiedział, tak uczynił i zaczął się dreszczowiec, którego kibice i obaj gracze długo nie zapomną. Thiem nie wygrał jeszcze turnieju wielkoszlemowego, choć od dawna wymieniany jest jako jeden z tych, którzy wkrótce to uczynią. Jednoręczny bekhend podopiecznego trenera Guenthera Bresnika jest estetycznym arcydziełem. Thiem jako jedyny w ciągu ostatnich dwóch lat pokonał Nadala na korcie ziemnym. W czerwcu tego roku, w finale Roland Garros jednak przegrał.
Ich ćwierćfinałowy pojedynek w Nowym Jorku był nie tylko pięknym, lecz także bardzo emocjonującym, pełnym zwrotów akcji widowiskiem. W trzecim secie Thiem prowadził 5:3, ale dwukrotnie przegrał swój serwis i przewaga uleciała. W secie czwartym było odwrotnie, to Nadal wypuścił z rąk szansę. Prowadził 5:4, a potem 6:5, jednak Thiem się nie poddał i wygrał seta w tie-breaku. W secie piątym Austriak obronił pięć break pointów, w tym trzy przy stanie 5:5 i 0:40.
Decydujący tie-break też był zacięty, Nadal wygrał po zbyt długim smeczu Thiema, przeskoczył na drugą stronę siatki, przytulił Austriaka a potem, jak zwykle z klasą, przyznał: „Miałem szczęście”.