Najkrótsza, najbardziej wymagająca pętla pozwala oddzielić genialnych kierowców od bardzo dobrych. Rekord zwycięstw (6) wciąż należy do Ayrtona Senny, o jeden triumf mniej mają Michael Schumacher i Graham Hill, zwany Mr Monako.
Wąska, kręta nitka wyboistego asfaltu potrafi jednak skrzywdzić nawet największego asa. Senna przekonał się o tym w 1988 roku, gdy mimo bezpiecznej przewagi nad rywalami uderzył w barierę. Dzień wcześniej Brazylijczyk przeżywał mistyczne uniesienia za kierownicą swojego McLarena, miażdżąc rywali w kwalifikacjach.
Z kolei jego rodak Nelson Piquet był jednym z tych, którzy traktowali zmagania na ulicznym torze jak bezsensowny kaprys (porównywał ten wyścig potężnych maszyn między stalowymi barierami do pływania tankowcem w basenie). Ale niezależnie od podejścia sukces w Monako smakuje wyjątkowo.
– Ulice są tu bardzo wąskie, a współczesne samochody jeszcze szersze i większe, więc na pewno nie będzie łatwo – mówił przed tegorocznym wyścigiem Robert Kubica, którego z Monako wiążą szczególne wspomnienia. Jeszcze jako dzieciak wygrywał tu prestiżowe zawody kartingowe, a w F1 dwukrotnie odbierał trofea przed książęcą lożą. To miejsce jest tak wyjątkowe, że nawet nie ma tu tradycyjnego podium i najlepsza trójka świętuje na czerwonych schodach przy prostej startowej. Gwardia Książęca stoi na baczność, gdy wokół niej szaleją kierowcy, polewając siebie – i gwardzistów – szampanem. Kubica (wówczas w Renault) w deszczowych zmaganiach w 2008 roku przegrał tu tylko z Lewisem Hamiltonem. Dwa lata później po starcie z drugiego pola – i przejechaniu imponującego okrążenia kwalifikacyjnego – finiszował za duetem Red Bulla (Mark Webber, Sebastian Vettel), który rozpoczynał czteroletnią dominację w F1.
Monako nagradza kunszt kierowcy: odwagę i wyczucie przyczepności oraz bliskości barier. Szybka jazda milimetry od nich jest kluczem do sukcesu, ale najmniejszy błąd może boleśnie ugodzić w dumę kierowcy.