Ostatni taki Jankes

49-letni Greg Hancock, jeden z najbardziej utytułowanych żużlowców, ogłosił zakończenie kariery.

Aktualizacja: 16.02.2020 20:24 Publikacja: 16.02.2020 19:05

Ostatni taki Jankes

Foto: Polska Press, Szymon Starnawski

„Ostatni rok, podczas którego opiekowałem się żoną i rodziną, stał się wyzwaniem i spowodował, że moje życie przeszło na nowe tory. Jestem zadowolony z osiągnięć w sporcie i wierzę, że jest to czas, by przejść do nowego rozdziału. To była trudna decyzja, ale właściwa" – stwierdził Hancock w oświadczeniu na stronie internetowej cyklu Grand Prix. 49-letni żużlowiec opuścił już poprzedni sezon z powodu choroby żony. W sierpniu żużlowe serwisy donosiły, że Jennie Hancock kończy chemioterapię i jest szansa na powrót jej męża do ścigania. Amerykanin podpisał nawet na nowy sezon umowę z ROW-em Rybnik, ale ostatecznie nie zdecydował się na wznowienie kariery.

Stany Zjednoczone wraz z jego odejściem na emeryturę całkowicie stracą na znaczeniu w świecie żużla. W 1982 roku był to w USA sport na tyle popularny, że finał indywidualnych mistrzostw świata odbył się w Kalifornii, a na stadion Los Angeles Memorial Coliseum przyszło 40 tys. widzów. Teraz USA to żużlowa pustynia.

Hancock tytuł indywidualnego mistrza świata zdobywał czterokrotnie, co plasuje go na szóstym miejscu w klasyfikacji medalowej wszech czasów. Trzy razy dorzucił do tego złote medale w drużynie i raz w parach. Przede wszystkim jednak wyśrubował rekord występów w turniejach Grand Prix. W cyklu tym jeździł bez przerwy od początku takiego formatu mistrzostw w 1995 roku, aż do września 2014 roku. Wtedy z powodu kontuzji musiał odpuścić Grand Prix w Vojens. Dało to niesamowite 177 turniejów z rzędu, łącznie przez 24 lata Amerykanin wystąpił w 218 zawodach.

Hancock, noszący po słynnym muzyku pseudonim Herbie, to jednak także kontrowersje. Największe wzbudził w 2016 roku, gdy w ostatniej rundzie Grand Prix w Melbourne zapewnił już sobie złoty medal. W jednym z wyścigów pewnie prowadził, ale na ostatnich metrach wyraźnie zwolnił, dając się wyprzedzić Chrisowi Holderowi, koledze z teamu sponsorowanego przez producenta napojów energetycznych. Australijczyk walczył wówczas o miejsce na podium. Sędzia zawodów wykluczył z biegu Amerykanina, który oburzony wycofał się z turnieju.

– Byłem wściekły i zniechęcony przez te oskarżenia. Miałem problem ze sprzęgłem, który spowodował jego ślizganie się i dziwne drgania – tłumaczył później, ale przekonał niewielu. A Holderowi nie pomógł – i tak zabrakło mu punktów do brązowego medalu.

Amerykanin krytykowany był też za baczne zwracanie uwagi na to, kto da więcej i brak przywiązania do barw klubowych. W Polsce łatwiej wymienić, w jakich ważniejszych klubach nie występował, niż te, w których bywał. Gdy jesienią podpisywał umowę (w końcu niezrealizowaną) z wracającym do ekstraklasy ROW-em Rybnik, była to już jego 12. zmiana barw w Polsce i 11. klub. Ale na pierwsze drużynowe mistrzostwo Polski musiał czekać aż do 2011 roku, gdy po złoto sięgał z Falubazem Zielona Góra. Rok później powtórzył sukces w Unii Tarnów. I tyle. Najdłużej pozostawał wierny klubowi z Wrocławia, który na przełomie wieków reprezentował przez siedem kolejnych sezonów.

Gdy w 1996 roku Rosjanin Michaił Starostin jako 41-latek zdobywał punkty dla LKŻ-u Lublin, traktowany był jako ciekawostka, bo prawie nikt nie kontynuował kariery tak długo. Później stopniowo się to zmieniało. Rekord pobił Andrzej Huszcza, legenda Zielonej Góry, który w chwili przejścia na emeryturę w 2007 roku miał 50 lat. Teraz czterdziestokilkulatków jest sporo, także w polskiej Ekstralidze. Do Częstochowy wraca właśnie Norweg z polskim paszportem Rune Holta (rocznik 1973), w Zielonej Górze nadal ściga się Piotr Protasiewicz (1975), barwy GKM-Grudziądz będzie w 2020 roku reprezentował Duńczyk Nicki Pedersen (1977). Kolejne przykłady znajdziemy w niższych ligach. – Wiek nie ma większego znaczenia. Jeżeli zawodnik czuje się dobrze psychicznie i ma motywację do walki – to jeździ. Zakończę karierę dopiero, gdy uznam, że nie mam szans na następny tytuł mistrza świata – mówił Hancock w rozmowie ze szwedzkimi mediami w 2010 roku – już wtedy był najstarszym zawodnikiem w Grand Prix.

Marian Maślanka, były prezes Włókniarza Częstochowa (Hancock jeździł tam w latach 2006-2009), ma inną, bardziej konkretną teorię. - Najważniejsze jest coś, co ja nazywam higieną. W przypadku Hancocka wszystko zaczyna się od zdrowego odżywiania. Jego jedynym napojem w trakcie sezonu zawsze była woda. Wszystkie posiłki były doskonale przemyślane. Na talerzu leżało zawsze mnóstwo warzyw i lekkich, białych mięs. Porcje nigdy nie były duże. Mniej i częściej znaczyło lepiej. On już dawno zaprogramował w znakomity sposób swój organizm – tłumaczył ostatnio w rozmowie z WP Sportowymi Faktami. Zwracał też uwagę, że Amerykanin stosunkowo rzadko odnosił poważne kontuzje, a dodatkowo był znakomitym tzw. startowcem, czyli zawodnikiem, który gorzej radzi sobie z wyprzedzaniem rywali na dystansie, za to bazuje na refleksie pod taśmą startową. - Jak wygrywa się starty, to częściej jeździ się z przodu. Hancock jest najbezpieczniejszym zawodnikiem ze światowej czołówki. Nie traci tak wielu sił na walkę z rywalami czy szprycą – zauważył Maślanka.

Hancock zwracał uwagę, że podstawą jego sukcesów jest udane życie prywatne. – W moim domu pachnie codziennie świeżą kawą i jest to zapach bezpieczeństwa. Jestem zadowolony z życia, mam wspaniałą rodzinę, dobrych przyjaciół i zawód, który kocham. Czego więcej można chcieć? – pytał już w 2010 roku.

„Ostatni rok, podczas którego opiekowałem się żoną i rodziną, stał się wyzwaniem i spowodował, że moje życie przeszło na nowe tory. Jestem zadowolony z osiągnięć w sporcie i wierzę, że jest to czas, by przejść do nowego rozdziału. To była trudna decyzja, ale właściwa" – stwierdził Hancock w oświadczeniu na stronie internetowej cyklu Grand Prix. 49-letni żużlowiec opuścił już poprzedni sezon z powodu choroby żony. W sierpniu żużlowe serwisy donosiły, że Jennie Hancock kończy chemioterapię i jest szansa na powrót jej męża do ścigania. Amerykanin podpisał nawet na nowy sezon umowę z ROW-em Rybnik, ale ostatecznie nie zdecydował się na wznowienie kariery.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
żużel
Ruszyła PGE Ekstraliga. Mistrz Polski pokazał moc na inaugurację sezonu
Moto
Rusza Rajd Dakar. Na trasę wraca Krzysztof Hołowczyc
Moto
Jedna ekstraliga to mało. Polski żużel będzie miał aż dwie
Moto
Bartosz Zmarzlik, mistrz bardzo zwyczajny
Moto
Zmarzlik po raz czwarty indywidualnym mistrzem świata