Cztery lata temu był brąz okupiony łzami, gdyż nie dawał awansu na igrzyska w Rio. Teraz tego problemu nie mamy. Cel został osiągnięty znacznie wcześniej, w sierpniu, w trójmiejskiej Ergo Arenie. Ale to nie oznacza, że Puchar Świata (w tym roku niedający olimpijskiej kwalifikacji) zostanie potraktowany po macoszemu.
Mistrzowie świata znów zamierzają zameldować się na podium, choć władze Światowej Federacji Piłki Siatkowej (FIVB) się nie popisały. Organizować tak wyczerpujący, trwający ponad dwa tygodnie turniej bezpośrednio po mistrzostwach Europy to brak szacunku dla zawodników. Mecz finałowy w Paryżu skończył się przecież w niedzielę późnym wieczorem, a pierwsze spotkania PŚ w Japonii już od wtorku.
Polacy zaczną właśnie we wtorek meczem z Tunezją. Dzień później zagrają z Japonią, a potem kolejno z USA, Argentyną, Włochami, Rosją, Egiptem, Australią, Brazylią, Kanadą i 15 października z Iranem (turniej odbywa się systemem każdy z każdym). Główną zachętą są wysokie premie i punkty do rankingu.
Vital Heynen postawił sprawę jasno i zapytał zawodników, czy czują się na siłach, by lecieć do Japonii. Środkowy Piotr Nowakowski i atakujący Dawid Konarski poprosili, by ich zwolnić z tej wyprawy. A Michał Kubiak, który od kilku sezonów gra w japońskiej lidze, wrócił na krótko do Polski, po tygodniu dołączy do reprezentacji.
Pierwsza grupa zawodników wyleciała z Warszawy już w piątek. Uczestnicy mistrzostw Europy polecieli w niedzielę, po sobotnim meczu z Francją. W sumie 24 siatkarzy. W najbliższych spotkaniach grać będą ci, którzy pierwsi znaleźli się na miejscu, m.in. Bartosz Kurek wracający do reprezentacji po operacji kręgosłupa i kilkumiesięcznej rehabilitacji.