Rzeczpospolita: Rząd zastanawia się nad wprowadzeniem etykietowania żywności takiego jak w Wielkiej Brytanii. To dobry pomysł?

Marek Przeździak:
Branża generalnie uważa, że obecne regulacje są wystarczające. Producenci podają wartość kaloryczną swoich produktów. Niektórzy dodatkowo stosują dobrowolnie oznakowanie GDA odnoszące się do zalecanego dziennego spożycia. Jeśli konsument szuka informacji, łatwo może je zdobyć już dziś, a wprowadzenie nowych oznakowań mogłoby spowodować chaos na rynku.

Dlaczego?

Proszę sobie wyobrazić, co działoby się przykładowo z produktami mięsnymi, które z natury rzeczy mają więcej tłuszczu, niż jest to zalecane. Nagle okazałoby się, że na półkach sklepowych stoi bardzo wiele oznakowanych na czerwono różnorodnych produktów. Klient poczułby się zdezorientowany. To rozwiązanie generowałoby też nieuzasadnione utrudnienia dla biznesu. Mamy wspólny rynek, a etykiety w różnych krajach muszą być takie same. Producenci stosują opakowania wielojęzyczne, więc inny system etykietowania w Polsce spowodowałby większe koszty.

Mówi pan o wadach takiego rozwiązania, jednak zdaniem rządu sprawdza się ono w Wielkiej Brytanii.

System oznakowań został narzucony tam przez jedną z sieci handlowych. Wolałbym, aby nasz rząd, zamiast mnożyć regulacje na rynku żywności, zachęcał Polaków do większej aktywności fizycznej.