Rzeczpospolita: Podwarszawski Konstancin może stracić status uzdrowiska. Dlaczego z takim sentymentem Polacy często wspominają peerelowskie kurorty lecznicze?
Katarzyna Gmyrek-Gołąb: Uzdrowiska były dla nas synonimem bogactwa i pewnego rodzaju luksusu. Do ich popularności w PRL przyczynił się Fundusz Wczasów Pracowniczych. Polacy szczególnie upodobali sobie wówczas uzdrowiska górskie, beskidzkie czy karpackie. Znajdowały się blisko aglomeracji śląskiej i krakowskiej, dlatego wiele hut i fabryk z tej części kraju decydowało się na wysyłanie tam swoich pracowników. Wtedy zdrowie traktowano jako dobro ekonomiczne. Kuracjusze przyjeżdżali na 21-dniowe turnusy lecznicze, a ich wypoczynek był podporządkowany różnym zabiegom. Później zdrowi i wypoczęci wracali do zakładów, by pracować wydajniej.
Co się stało z uzdrowiskami po 1989 r.?
Zmienił się cały system finansowania kurortów. Myślę, że właśnie w tym tkwi problem. Obecnie tradycyjna rola tych miejsc, czyli po prostu leczenie, zależy głównie od kontraktów podpisywanych między uzdrowiskami a NFZ. To nie daje im poczucia stabilności i co jakiś czas powraca pytanie, jak będą wyglądały kolejne lata. Uzdrowiska w Polsce dysponują naprawdę ogromnymi możliwościami, bo są to także prężnie działające ośrodki turystyczne czy resorty spa. Stoją dziś przed wyzwaniem, jak w pełni wykorzystać ten leczniczo- -turystyczny potencjał, który w nich drzemie.
Kto korzysta dziś z uzdrowisk?