Niespotykana w historii fala uchodźców i emigrantów, jaka od lata szturmuje granice UE, zmusiła resort spraw wewnętrznych do korekty wprowadzonej pod koniec 2013 r. reformy Straży Granicznej, która nastawiała się głównie na wzmocnienie wschodniej granicy Polski, będącej zewnętrzną granicą Unii Europejskiej.
W jej efekcie rząd PO–PSL zlikwidował karpacki oddział w Nowym Sączu, a jego obowiązki przejął oddział w Raciborzu (przy granicy z Czechami). Karpacki oddział był jednym z największych w Straży Granicznej (zatrudniał ponad tysiąc funkcjonariuszy i pracowników cywilnych) obszar jego sięgał sięgał m.in. Zakopanego, lotniska w Balicach, Żywca i Piwnicznej-Zdroju, gdzie miał placówki.
Powrót na południe
Rząd Beaty Szydło chce odtworzyć oddział w Nowym Sączu, bo wiele wskazuje na to, że rzesza imigrantów będzie się próbowała przedostać do krajów UE innym szlakiem, także przez wschodnią (od Ukrainy) oraz południową granicę Polski.
– Żeby dobrze chronić granic Polski, potrzeba nie tylko sprzętu, ale i wyszkolonych funkcjonariuszy oraz infrastruktury i właściwie rozmieszczonych placówek Straży Granicznej. Niektóre z nich w ostatnich latach zostały zlikwidowane, dlatego myślimy o odtworzeniu chociażby karpackiego oddziału SG – mówi „Rzeczpospolitej" Jarosław Zieliński, wiceszef MSWiA.
Na granicy z Ukrainą nielegalna migracja do Polski dotyczy obecnie głównie obywateli Ukrainy, Wietnamu, Gruzji (w tym roku to już 1,8 tys. osób). Przez granicę z Białorusią próbują przedostać się do nas obywatele Rosji narodowości czeczeńskiej ubiegający się o status uchodźcy – aż 7,4 tys. osób w tym roku.