Rosjanie to potęga, Real Madryt siatkówki. Ekipa ze stolicy Tatarstanu wygrała cztery z pięciu ostatnich edycji Ligi Mistrzów, dopiero rok temu w finale zatrzymali ją Włosi z Cucine Lube Civitanova. Teraz Zenit może nie dostać się nawet do fazy pucharowej, bo przed ostatnią kolejką zajmuje trzecie miejsce – za Jastrzębskim Węglem i Greenyardem Maaseik, przed Halkbankiem Ankara. Przepustkę do ćwierćfinału dostaną tylko zwycięzcy grup oraz trzech z pięciu zdobywców drugich miejsc. Rosjanom potrzeba cudu.
Kiedy kibice z Kazania siedzą w domach z kalkulatorami i ściskają kciuki za pomyślny układ gwiazd, siatkarze Jastrzębskiego Węgla awans mają w kieszeni. Brązowi medaliści ubiegłorocznej PlusLigi przeżywają w Lidze Mistrzów sezon marzeń, wygrali wszystkie mecze, dwa razy poskromili rosyjskiego niedźwiedzia.
Nie bali się grać
Podopieczni Slobodana Kovača nie przestraszyli się ani potężnie zbijającego Bułgara Cwetana Sokołowa, ani najlepszego zawodnika Ligi Mistrzów z sezonu 2017/2018 Maksima Michajłowa, ani francuskiego szaleńca Earvina N'Gapetha, który w dobry dzień potrafi się wznieść na poziom osiągalny dziś chyba tylko dla Wilfredo Leona.
Zawodnicy Jastrzębskiego Węgla najpierw zwyciężyli w Kazaniu po tie-breaku, w którym przegrywali już 9:14. To był cud, świetnie zagrywał Jakub Bucki, na siatce dwa razy wyrósł polski blok, piłka spadła w boisko po stronie rywali nawet po interwencji libero Jakuba Popiwczaka.
W rewanżu polski zespół przed własną publicznością wygrał 3:1, choć musiał sobie radzić bez kontuzjowanego przyjmującego Juliena Lyneela. Wcześniej, w całej historii LM, Zenitu w fazie grupowej dwa razy nie pokonał nikt.