Porównywanie sytuacji polskich sędziów do sędziów z Turcji komentuje Mariusz Królikowski

Porównywanie sytuacji polskich sędziów do ich kolegów z Turcji jest obraźliwe dla tych drugich.

Publikacja: 30.06.2019 06:30

Porównywanie sytuacji polskich sędziów do sędziów z Turcji komentuje Mariusz Królikowski

Foto: AdobeStock

Jeśli podczas naszego Kongresu słyszeliśmy opowieść sędziego z Turcji, który obecnie jest uchodźcą, jak tamtejsze władze traktują sądy i sędziów, to gdybyśmy nie wiedzieli, że to kolega z Turcji, moglibyśmy odnieść wrażenie, że to opowieść o naszym kraju – te słowa padły z ust prezesa Iustitii Krystiana Markiewicza podczas obrad II Kongresu Prawników Polskich, który na początku czerwca odbywał się w Poznaniu.

Czytaj także: Wyrok TSUE w sprawie obniżenia wieku emerytalnego sędziów SN

Warto się przyjrzeć temu porównaniu i ustalić, na ile „opcja turecka" ma jakieś podstawy w polskich realiach. Przytoczmy kilka podstawowych faktów. W lipcu 2016 r., po skierowanej przeciw prezydentowi Erdoganowi próbie wojskowego zamachu stanu w Turcji, przez kraj przetoczyła się fala represji. Jak podaje Wikipedia, w lipcu 2016 r. zamknięto 1043 prywatne szkoły, 1229 charytatywnych fundacji, 15 uniwersytetów, 35 placówek medycznych oraz zdelegalizowano 19 związków zawodowych. Do 29 lipca 2016 r. tureckie władze zamknęły ponad 130 redakcji i tytułów medialnych, nakazy aresztowania wydano dla ponad 89 dziennikarzy, wydawców i pracowników tureckich mediów. Z pracy zwolniono ponad 15 tys. naukowców i 1577 dziekanów uczelni różnego typu. Około 50 tys. osób unieważniono paszporty. W lipcu 2016 władze Turcji zawiesiły obowiązywanie na terenie kraju Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. W ciągu pierwszego roku po zdławieniu puczu pozbawiono stanowisk ponad 150 tys. tureckich funkcjonariuszy państwowych, a około 50 tys. aresztowano.

Represje objęły także tureckich sędziów. Według informacji naszych tureckich kolegów, 4000 osób spośród kadry sędziowskiej i prokuratorskiej zostało przeniesionych na inne miejsca służbowe. W ciągu zaledwie miesiąca po puczu aresztowano 1684 sędziów i prokuratorów. Symbolem opresji tureckiego dyktatora stał się sędzia Murat Arslan, który był przewodniczącym zdelegalizowanego tureckiego stowarzyszenia sędziowskiego YARSAV. W styczniu 2019 r. sędziego Arslana skazano na dziesięć lat więzienia za „udział w organizacji terrorystycznej".

Nie da się porównać

Warto przyjrzeć się tym porażającym danym, gdy zacznie się rozważać kwestię „opcji tureckiej" w polskich realiach. Wnioski wydają się oczywiste i nie świadczą bynajmniej na korzyść cytowanej na wstępie wypowiedzi prezesa Iustitii. Oczywiście również w naszych realiach doszło do zaostrzenia retoryki politycznej wobec sędziów, a także do ograniczenia niezależności organizacyjnej sądów. Nijak się to jednak ma do opresyjnego systemu tureckiego. Dość wspomnieć, że jak dotąd osławiona Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego, z jej „dodatkiem katowskim", która według zapowiedzi miała usuwać z zawodu niepokornych sędziów, wydała jeden nieprawomocny wyrok skazujący za delikt orzeczniczy – na karę upomnienia.

Największą represją, jaka spotkała cytowanego wyżej prezesa Markiewicza, było wezwanie na przesłuchanie w charakterze świadka w sprawie dyscyplinarnej innego sędziego. Największą zaś szykaną, która spotkała czołowego działacza sędziowskiej opozycji pozaparlamentarnej - sędziego Waldemara Żurka - okazuje się przeniesienie z mniej obciążonego wydziału cywilnego do wydziału bardziej obciążonego, co oczywiście wpływa na komfort pracy sędziego, ale jest trudno porównywalne z represjami spotykającymi naszych kolegów z Turcji.

Popatrzmy na dyscyplinarki

Już to krótkie zestawienie pozwala na odpowiedź, czy polscy sędziowie są w sytuacji porównywalnej do sędziów tureckich. Warto się jednak przyjrzeć bliżej kilku najbardziej spektakularnym sprawom dyscyplinarnym, by ta ocena była pełniejsza.

Konstrukcja rzekomego układu zamkniętego w ramach postępowań dyscyplinarnych jest równie stara jak sam system, wprowadzony w roku ubiegłym w sądach powszechnych i SN. Pozornie ma racjonalne podstawy. Istotnie, w całym procesie bardzo dużą rolę odgrywał minister sprawiedliwości, który powołał zarówno rzeczników dyscyplinarnych (oskarżycieli) na szczeblu centralnym, jak i zastępców rzecznika na szczeblu lokalnym – tu jednak spośród kandydatów zgłoszonych przez samorząd sędziowski. Co więcej, minister powołał – całkowicie dowolnie i nieraz przy braku zgody samych zainteresowanych – sędziów sądów dyscyplinarnych pierwszej instancji (działających przy apelacjach).

Zwieńczenie układu zamkniętego

Zwieńczeniem systemu dyscyplinarnego jest Izba Dyscyplinarna SN. Pominę tu szersze rozważania, czy jest to niekonstytucyjny sąd specjalny, bo ten temat wykracza poza ramy niniejszego artykułu. Niemniej zarówno nader pospieszny tryb powoływania sędziów ID, jak i osoby, które powołano w skład tego organu (w większości prokuratorzy i tylko dwóch sędziów), nie napawały optymizmem. W tych warunkach bon moty o „dodatku katowskim" trafiały na podatny grunt, potęgując poczucie zagrożenia w środowisku sędziów.

Pierwsze istotne orzeczenie ID jeszcze te obawy wzmogło. Izba skazała bowiem sędzię Alinę Czubieniak z Gorzowa Wielkopolskiego za działalność stricte orzeczniczą, tj. za uchylenie postanowienia o tymczasowym aresztowaniu, co skutkowało czasowym wypuszczeniem na wolność podejrzanego o czyn o charakterze pedofilskim. Co do meritum sprawy zdania fachowców są podzielone. Istnieje opinia, że sędzia Czubieniak popełniła błąd proceduralny, bo w danych okolicznościach nie powinna zaskarżonego postanowienia uchylać, lecz wydać orzeczenie merytoryczne, konwalidując wcześniejszy brak obrońcy na posiedzeniu pierwszej instancji. Są jednak i głosy odmienne, że prawo do obrony ma pierwszeństwo przed prawem mieszkańców Gorzowa do nieobecności osoby podejrzanej o pedofilię na ulicach miasta.

Zgodnie z art. 107 § 1 usp sędzia odpowiada dyscyplinarnie za przewinienia służbowe, w tym za oczywistą i rażącą obrazę przepisów prawa. Ona zaś musi być zarówno rażąca, jak i oczywista. Trudno uznać, że oba te warunki zostały spełnione w omawianej sprawie, a zwłaszcza mówić o oczywistości naruszenia prawa.

Bez znaczenia dla orzecznictwa

Warto zaznaczyć, że według §13 zbioru zasad etyki sędziów (uchwalonego w poprzedniej epoce) sędzia nie powinien wyrażać publicznie opinii o toczącym się lub mającym się toczyć postępowaniu. Uwzględniając jednak wagę tego postępowania dla kwestii niezawisłości oraz fakt, że o tym postępowaniu wypowiadało się publicznie już bardzo wielu sędziów – w tym w formie uchwał samorządu zawodowego – uchybienie zasadzie milczenia uznaję za w pełni usprawiedliwione.

Pojawiły się też jednak liczne przykłady orzeczeń, które tezie o „układzie zamkniętym" wyraźnie przeczą. Ze swojego podwórka Sądu Dyscyplinarnego w Łodzi mogę podać przykłady nieuwzględnienia zażalenia złożonego przez ministra sprawiedliwości czy uwzględnienia odwołania sędziego od wytyku udzielonego mu przez prezesa z nowego rozdania. Jeszcze bardziej znamienne było orzeczenie Sądu Dyscyplinarnego w Krakowie, który odmówił uchylenia immunitetu sędziemu Wojciechowi Łączewskiemu (co tak wzburzyło polityków partii rządzącej, że chcieli nawet zmienić usp w zakresie właściwości). Jak jednak widać, sam fakt powołania przez ministra sprawiedliwości na jakąś funkcję nie musi mieć żadnego wpływu na orzecznictwo. I nie ma, gdyż sędziowie pozostają niezawiśli niezależnie od zawirowań ustrojowych.

Istotniejsza jest grupa orzeczeń Izby Kontroli Nadzwyczajnej SN w sprawie odwołań od uchwał KRS dotyczących nominacji na stanowiska sędziowskie. W dniach 26–27 marca 2019 r. SN rozpoznał łącznie siedem odwołań od uchwały Krajowej Rady Sądownictwa. Ku zaskoczeniu wielu obserwatorów, uwzględnił wszystkie odwołania, uchylił uchwały w zaskarżonej części i przekazał sprawy w tym zakresie KRS do ponownego rozpatrzenia.

Jakby tego było mało, 3 czerwca SN – w nowo utworzonej razem z Izbą Dyscyplinarną Izbie Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych – po raz pierwszy oddalił skargę nadzwyczajną prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry, w dodatku dość ostro oceniając wartość tej skargi. „SN nie może abstrahować od realiów, które są związane z obowiązującym porządkiem prawnym i tym, iż SN nie jest demokratycznie legitymowanym ustawodawcą i nie może zmienić ugruntowanej praktyki rozumienia i stosowania przepisów prawa" – mówił w uzasadnieniu orzeczenia SN oddalającego skargę sędzia Leszek Bosek.

Potem wydarzenia jeszcze przyspieszyły. 4 czerwca KRS, za nic sobie mając powołanie jej składu przez posłów, negatywnie zaopiniowała rządowy projekt dużej nowelizacji kodeksu karnego. Tego samego dnia SN w jednej ze spraw dyscyplinarnych nie uwzględnił większości odwołania ministra sprawiedliwości od wyroku pierwszej instancji i uznał za winnego sędziego K., ale odstąpił od wymierzenia mu kary. 9 czerwca Izba Dyscyplinarna SN oddaliła kasację ministra sprawiedliwości w sprawie sędziego, który kopiował wyroki, popełniając błędy. SN uznał, że surowsza kara – przeniesienia do innej apelacji – jest bezcelowa, gdyż obwiniony już wyciągnął wnioski ze swego postępowania. Dzień później prokuratorski Sąd Dyscyplinarny w Warszawie oczyścił prokuratora Piotra Wójtowicza z zarzutu przewinienia dyscyplinarnego zarzucanego mu przez Bogdana Święczkowskiego.

Już w tym momencie widać wyraźnie, że „układ zamknięty" nie działa tak, jak to zapowiadali twórcy tego pojęcia. Powołanie na stanowisko przez obecny skład KRS nie sprawia wcale, że „nowi" sędziowie SN będą orzekać zgodnie z oczekiwaniami tejże Rady i utrzymywać w mocy wszystkie uchwały w sprawach personalnych. Jest to jak najbardziej zdrowy objaw, gdyż gdyby rzeczywiście odwołania od uchwał KRS miały charakter pozorny, kwestia prawidłowości postępowań awansowych stanęłaby pod znakiem zapytania.

Nie inaczej ma się rzecz w orzeczeniach Izby Dyscyplinarnej SN. 21 maja 2019 r. uniewinniła ona prokurator w stanie spoczynku Beatę Mik, której w postępowaniu dyscyplinarnym zarzucono działalność publicystyczną (na łamach „Rzeczpospolitej") bez zgody przełożonego, tj. prokuratora krajowego, co miało uchybiać godności sprawowanego urzędu. Orzekający w pierwszej instancji Sąd Dyscyplinarny przy Prokuratorze Generalnym ukarał panią prokurator upomnieniem. W drugiej instancji – ku niemałemu zaskoczeniu obserwatorów, a chyba i samej zainteresowanej – Izba Dyscyplinarna SN wydała wyrok uniewinniający.

Wolność słowa usankcjonowana

Co prawda nie ma jeszcze pisemnych motywów tego wyroku, ale na pewno jest on istotny z kilku powodów. Po pierwsze, sankcjonuje wolność słowa w publikacjach prasowych także względem prokuratorów, a pośrednio także wobec sędziów, gdyż unormowania ustawowe dla obu zawodów są w tym zakresie identyczne. To ważne, bo sędziowie i prokuratorzy są także obywatelami i przysługują im co do zasady konstytucyjne prawa wolności słowa. Także prezentowanej na piśmie.

Po drugie, wyrok sprecyzuje prawa i obowiązki prokuratorów (pośrednio także sędziów) w prowadzeniu działalności publicystycznej. Dotychczas nie było jasne, czy publikacje prasowe są działalnością wymagającą zgłoszenia przełożonym, jako „inne zajęcie" w rozumieniu art. 86 ust. 4 prawa o ustroju sądów powszechnych. Na jednoznaczne wnioski trzeba jednak poczekać do czasu publikacji pisemnego uzasadnienia wyroku.

Po trzecie, wyrok istotnie podważa rzecz jasna teorię „układu zamkniętego", który miał być stworzony do usuwania „niepokornych" prawników z zawodu. Prokurator Mik z pewnością do kategorii „niepokornych" może być zaliczona, gdyż w swoich tekstach często krytycznie wypowiadała się o zmianach wprowadzanych w ostatnich latach w prokuraturze. Mimo to została od zarzutu uniewinniona, co musiało wprawić w niemałe zakłopotanie zwolenników teorii katowskiej, w myśl której sędziowie Izby Dyscyplinarnej mieliby zajmować się głównie eliminacją krytyków obecnej władzy.

Konsternacja musiała być tym większa, że kilka dni wcześniej ta sama Izba Dyscyplinarna utrzymała w mocy najniższą możliwą karę upomnienia dla sędziego Cezarego Skwary, który na Twitterze porównał Jarosława Kaczyńskiego do fuehrera, wykorzystując w dodatku konto należące do Warszawskiego Oddziału SSP Iustitia. Wpis był bez wątpienia wysoce niefortunny, co zresztą szybko zrozumiał sam sędzia Skwara, usuwając go poniewczasie z profilu Iustitii, a następnie rezygnując z funkcji wiceprezesa Oddziału Warszawskiego Iustitii. Czy był to delikt dyscyplinarny, czy też czyn o znikomej społecznej szkodliwości (jak orzeczono przy pierwszym rozpoznaniu sprawy) – rzecz dyskusyjna. Nie mnie oceniać. Poza dyskusją jest natomiast, że również w tej sprawie Izba Dyscyplinarna nie okazała się narzędziem do usuwania sędziów krytycznych wobec władzy, a zastosowane upomnienie to najłagodniejsza możliwa sankcja za delikt dyscyplinarny.

Nowe izby SN działają już od dziewięciu miesięcy i jak dotąd nie widać, aby stanowiły zbrojne ramię władzy i stwarzały jakieś zagrożenie dla demokratycznego porządku prawnego. Zapowiadanej apokalipsy wciąż nie widać. Wszystko działa w miarę normalnie.

Oczywiście grupa sędziów wyznających teorię spisku i tak w to nie uwierzy. Zwolennicy tej teorii od razu podnieśli argumenty, że łagodna linia orzecznicza „nowych" sędziów SN (zwłaszcza z Izby Dyscyplinarnej) wynika li tylko z oczekiwania na wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Mówiąc krótko, „nowi" sędziowie SN mieliby wprowadzać sędziów TSUE w błąd co do pozornej łagodności, by uzyskać orzeczenie korzystne dla własnej legalizacji. Taki punkt widzenia prowadzi jednak do wniosku, że osławiony efekt mrożący owszem, działa, ale nie wobec sędziów nieprzychylnych zmianom, tylko wobec tzw. sędziów dobrej zmiany. O sensowności tej koncepcji każdy z czytelników sam może sobie wyrobić zdanie .

Biorąc to wszystko pod uwagę, można stwierdzić, że teza o podobieństwie sytuacji polskiej i tureckiej jest obecnie mocno naciągana. Oczywiście sytuacja u nas nie jest idealna i warto monitorować postępowania dyscyplinarne, bacząc, czy prowadziły one do zagrożenia zasady niezawisłości sędziowskiej. Oczywiście spore zastrzeżenia budzą działania rzeczników dyscyplinarnych na etapie postępowań wyjaśniających, co jednak wykracza poza ramy niniejszego artykułu.

Niemniej porównywanie obecnej sytuacji polskich sędziów do Turcji jest wręcz obraźliwe dla naszych tureckich kolegów, pozbawionych pracy, środków do życia lub wciąż siedzących w więzieniach. Warto w tym miejscu powtórzyć hasło Iustitii: wolność dla Murata Arslana!

Autor jest sędzią Sądu Okręgowego w Płocku

Jeśli podczas naszego Kongresu słyszeliśmy opowieść sędziego z Turcji, który obecnie jest uchodźcą, jak tamtejsze władze traktują sądy i sędziów, to gdybyśmy nie wiedzieli, że to kolega z Turcji, moglibyśmy odnieść wrażenie, że to opowieść o naszym kraju – te słowa padły z ust prezesa Iustitii Krystiana Markiewicza podczas obrad II Kongresu Prawników Polskich, który na początku czerwca odbywał się w Poznaniu.

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Nieruchomości
Trybunał: nabyli działkę bez zgody ministra, umowa nieważna
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Praca, Emerytury i renty
Czy każdy górnik może mieć górniczą emeryturę? Ważny wyrok SN
Prawo karne
Kłopoty żony Macieja Wąsika. "To represje"
Sądy i trybunały
Czy frankowicze doczekają się uchwały Sądu Najwyższego?
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Sądy i trybunały
Łukasz Piebiak wraca do sądu. Afera hejterska nadal nierozliczona