Powojenna historia przywrócenia asystentów sędziów w polskich sądach ma optymistyczne początki, ale wciąż czeka na happy end. Pomysł ten symbolizował myślenie konkretami i szukanie rozwiązań na miarę odradzającej się praworządności. Sądy były modernizowane, zaczęły używać komputerów i korzystać z nowoczesnych europejskich wzorców. Obecnie jednak ilość spraw przekracza możliwości sądów. Nie dziwi więc, że ich organizacja ustanowiona przed laty jest powodem niezadowolenia. Wysiłki naprawy na razie nie dają znaczących efektów. Projektodawcom nie można oczywiście odmówić dobrej woli i chęci. Jedną ze świetnych idei jest ustanowienie asystentów sędziego.
Ustawą nie da się zmienić rzeczywistości
Asystent sędziego został przywrócony do polskich sądów przepisami ustawy z 27 lipca 2001 r. – Prawo o ustroju sądów powszechnych (tekst jedn. DzU z 2019 r., poz. 52 ze zm.), dalej usp. Już w uzasadnieniu projektu wskazano, że są nową kategorią wysoko wykwalifikowanych pracowników z wykształceniem prawniczym, powołanych do czynności pomocniczych w sprawowaniu wymiaru sprawiedliwości. Dlatego postawiono asystentom wysokie wymagania, polegające na ukończeniu aplikacji ogólnej prowadzonej przez Krajową Szkołę Sądownictwa i Prokuratury. Mogły też ubiegać się o to stanowisko osoby po ukończeniu aplikacji i zdaniu egzaminu sędziowskiego lub prokuratorskiego czy notarialnego, adwokackiego, radcowskiego. Wymagania okazały się za wysokie i trzeba je było dostosować do realiów rynku pracy. Obecnie do wykonywania zawodu asystenta sędziego wystarczy ukończenie wyższych studiów prawniczych, połączone z nieskazitelnym charakterem, obywatelstwem polskim i wiekiem minimum 24 lata.
Czytaj także: Asystent sędziego - obowiązki a wynagrodzenie
Zakres czynności powierzonych asystentom uregulował minister sprawiedliwości w rozporządzeniu z 8 listopada 2012 r. Mają więc wykonywać na zlecenie sędziego i pod jego kierunkiem (A) projekty zarządzeń, orzeczeń lub ich uzasadnień. Ponadto (B) samodzielnie, choć na zlecenie sędziego mają (1) analizować akta spraw we wskazanym zakresie, (2) kontrolować stan spraw odroczonych, zawieszonych lub oczekujących na podjęcie czynności, (3) zwracać się o nadesłanie informacji lub dokumentów niezbędnych do przygotowania sprawy do rozpoznania, (4) sporządzać odpowiedzi na pisma niebędące pismami procesowymi, (5) gromadzić orzecznictwo i literaturę przydatne przy orzekaniu, (6) wykonywać inne czynności wymagane dla sprawności, racjonalności, ekonomii lub szybkiego działania.
Status służbowy asystenta został zatem ukształtowany według zasady pełnej zależności i wykonywania poleceń sędziego. Czynności sędziego i jego asystenta są w istocie tożsame i zlewają się w całość nierozdzielną, bo opatrzoną tylko jednym podpisem: sędziego. Jeżeli asystent wykonuje czynności wskazane w pkt (A) i (B1), to można powiedzieć, że staje się czynnym, choć ukrytym podmiotem w procesie orzekania. Sędzia kreuje go na autora orzeczenia i de facto czyni sędzią. Z ustrojowego punktu widzenia czynności asystenta i czynności sędziego różnią bowiem tylko podpis i prowadzenie rozprawy. To wystarczy do zachowania zasad sprawowania wymiaru sprawiedliwości przez sądy według art. 175 konstytucji – ale czy zawsze? Oczywiście rozporządzenie ministra sprawiedliwości zakłada sprawowanie pełnej kontroli nad czynnościami asystenta, co ma zapobiec jego ukrytej emancypacji. Czy to założenie jest właściwe i daje efekty?