Koronawirus: sądy muszą wrócić do orzekania

Zdalne rozprawy, niejawne posiedzenia, elastyczny czas pracy pracowników, więcej czynności w formie elektronicznej – to zmiany, na które czekają prezesi największych sądów w kraju, by móc pozbyć się stale rosnących zaległości.

Aktualizacja: 07.05.2020 09:29 Publikacja: 07.05.2020 00:01

Koronawirus: sądy muszą wrócić do orzekania

Foto: AdobeStock

Od 15 marca sądy powszechne w całej Polsce orzekają w minimalnym, tzw. pilnym, zakresie. Reszta spraw leży i czeka na lepsze czasy. Zaległości więc rosną.

„Rzeczpospolita" zorganizowała debatę z udziałem prezesów największych sądów w kraju, by dowiedzieć się, jak sobie radzą w czasie pandemii koronawirusa i jak widzą przyszłość wymiaru sprawiedliwości. Wszyscy uczestnicy okazali się zgodni: sądy powinny jak najszybciej wrócić do pracy na większą skalę, ale na nowych, wymuszonych epidemią, bezpiecznych zasadach.

Trzeba iść do przodu

Jak dziś pracują sądy? Z jakimi problemami się borykają? Okazuje się, że jest ich całkiem sporo.

Joanna Bitner, prezes Sądu Okręgowego w Warszawie:

Dziś już działamy inaczej niż na samym początku pandemii. Pierwszy etap polegał na maksymalnym ograniczeniu pracy sądu – choć zawsze przy utrzymaniu jego działalności. Tak jednak wymiar sprawiedliwości długo funkcjonować nie może. Dziś pracujemy w systemie rotacyjnym. Zapewniamy środki ochrony, mierzymy temperaturę itd. Cały czas działa biuro podawcze, czytelnie akt. Drukujemy z e-maili środki odwoławcze i wnioski o uzasadnienia. Do sądu wpływa ogromna ilość poczty – więcej niż przed epidemią. Do biura podawczego przychodzi ok. 100 osób dziennie.

Czytaj także: Sądy po zarazie muszą zacząć działać, ale będą inne

Procesy, które muszą się odbyć, przenieśliśmy na największe sale rozpraw, tak by zachować wymaganą odległość między uczestnikami. Montujemy także przesłony z pleksi. Publiczność obserwuje rozprawy transmitowane w osobnych salach. Świadkowie są przesłuchiwani przez wideokonferencje w osobnych pokojach. Mniejsze sale rozpraw zostały przerobione na pokoje do pracy dla urzędników, by mogli w nich przebywać pojedynczo. Sędziowie i asystenci w większości pracują zdalnie. Zdalnie odbywają się też narady sędziowskie. Akta spraw, dokumenty są poddawane kwarantannie.

Rafał Terlecki, prezes Sądu Okręgowego w Gdańsku:

Prezesi sądów w całym kraju mają podobne problemy. Na dziś w moim sądzie załatwia się sprawy pilne, przy czym ich katalog jest rozszerzony zarządzeniem prezesa. Funkcjonowanie sądu jak nigdy zależy od współpracy z podmiotami zewnętrznymi – np. prokuraturą, policją. Na przykład sprawy aresztowe (w których oskarżony jest tymczasowo aresztowany) przy wsparciu funkcjonariuszy policji i współpracy z aresztami odbywają się sprawnie. Oczywiście w pełni zabezpieczamy pracowników pod kątem sanitarnym – maseczki, płyny dezynfekujące czy przyłbice, tam, gdzie są potrzebne. W maksymalnym stopniu wykorzystujemy pracę rotacyjną – w sądzie są obecni ci sędziowie i pracownicy, których obecność jest niezbędna. Wszyscy wchodzący do gmachu sądu mają mierzoną temperaturę. Co do zasady jednak sąd pozostaje zamknięty. Wejście do niego możliwe jest po okazaniu wezwania na sprawę. Dziennikarze także mogą wejść do sądu na tzw. wejściówki. Liczbę publiczności musimy jednak ograniczać do wymogów sanitarnych. Katalog spraw pilnych jest stopniowo rozszerzany, do niego dostosowujemy obsadę sądu. Wydałem zarządzenie, że prezes i dyrektor sądu muszą wiedzieć o wszystkich osobach – pracownikach i sędziach – które danego dnia były obecne w budynku. To na wypadek ewentualnego zakażenia i dalszych decyzji. Bardzo dużo pracujemy na posiedzeniach niejawnych i w składach jednoosobowych. Taką pracę w warunkach pandemii stosunkowo łatwo zorganizować. Mimo to sprawy w I instancji od półtora miesiąca praktycznie się nie odbywają.

Krzysztof Kurosz, prezes Sądu Rejonowego Łódź-Śródmieście:

Podobnie jak sądy w całej Polsce działamy w niewielkim zakresie, a utrzymywanie długotrwałego zamrożenia jest bardzo niebezpieczne, i to z wielu powodów. Sprawy pilne toczą się na bieżąco. Warto jednak pamiętać, że to tylko garstka spraw, jakie do sądów trafiają. Mając to na uwadze, od 4 maja urzędnicy powrócili do systemu pracy sprzed epidemii, z istotnymi zmianami związanymi z bezpieczeństwem. Zaproponowałem elastyczny czas pracy. Jej początek to godz. od 7 do 11, a na indywidualne wnioski nawet do 14. Każdy może wybrać indywidualnie, która godzina mu odpowiada. Utrzymywana jest jednocześnie praca zdalna wobec tych osób, które mogą w ten sposób realnie świadczyć pracę. Zasadą jest, by o godz. 22 nikogo już w sądzie nie było.

Nie ma też innej drogi niż stopniowe zwiększanie kategorii spraw, które będziemy rozpoznawać na bieżąco. W czasie przed pandemią w sądzie zapadało dziennie ok. tysiąca rozstrzygnięć. Patrząc na to, co dziś robimy, nie da się ukryć, że przez ponad pięć tygodni działaliśmy na minimalną skalę.

Maciej Strączyński, prezes Sądu Okręgowego w Szczecinie:

Mam podobne problemy jak pozostali prezesi. W dodatku specyfiką Sądu Okręgowego w Szczecinie są wieloosobowe sprawy karne, których mamy najwięcej w Polsce. Ich zablokowanie wywoływać będzie dalsze skutki.

Największa sala, jaką mamy do dyspozycji, jest w stanie pomieścić około 80 osób, w tym konwój. Bez wentylacji powietrza wystarcza w niej na 2,5 godziny. W takim tłoku żadne maseczki nie pomogą, zakażenie jest pewne.

Co do zdalnego prowadzenia spraw mam obawy. Mogą się pojawić zarzuty o łamanie prawa do obrony, bo oskarżeni mieliby na rozprawie utrudniony kontakt z obrońcą, a to podpada pod taki zarzut. A jest przecież Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu. Nie możemy też zapominać o możliwościach technicznych. Stawiając na rozprawy zdalne, musimy pamiętać, że nie da się prowadzić jednocześnie kilkunastu połączeń online.

Zachowując wszelkie środki ostrożności, jesteśmy w stanie działać w pewnym zakresie w pionach cywilnych. Stawiamy na posiedzenia niejawne tam, gdzie tylko się da. Ale wszyscy mamy świadomość, że to nie wystarczy.

Kolejka coraz dłuższa

Blisko dwa miesiące przestoju sprawia, że problemem zaczynają być nie tylko sprawy przekładane od kilku tygodni na dalsze terminy ale i te, które cały czas wpływają. Kiedy sądy mają szansę wyjść z zaległości?

Joanna Bitner:

Jeśli w końcu sądy ruszą na większą skalę, wierzę, że uporamy się z tym do końca roku. Wyznaczymy wtedy wszystkie sprawy, które zostały zdjęte z wokand z powodu epidemii. Wyzwaniem będą sprawy karne, zwłaszcza te wieloosobowe. W największej sali w budynku przy al. Solidarności jesteśmy w stanie pomieścić 40 osób – zachowując między nimi wymagane odstępy. Co z procesami, gdzie jest np. 50 oskarżonych? Bez zmiany przepisów ich przeprowadzenie nie będzie możliwe.

Rafał Terlecki:

To trudne pytanie. Bez wprowadzenia trybu zmianowego i wydłużenia pracy sądów myślę, że potrwa to około roku. Nie możemy zapominać, że sądy w zasadzie nie pracują, ale kancelarie nie próżnują. Spraw przybywa, a przecież od kilku tygodni rozprawy się nie odbywają.

Krzysztof Kurosz:

Trudno prognozować. W dalszej perspektywie, ze względu na odpowiedzialną postawę sędziów, referendarzy sądowych, urzędników i asystentów sędziego, na pewno uporamy się z zaległościami, choć pewnie nie w każdej kategorii spraw. Stan epidemii zastał nas w okresie, gdy byliśmy na krzywej wznoszącej w ilości załatwianych spraw. Cały czas nie wiemy także, ile spraw wywołanych tym szczególnym stanem do nas wpłynie (np. z zakresu prawa pracy, karnych i rodzinnych). Pozbywanie się zaległości nie zależy tylko od nas, prezesów, sędziów czy urzędników i pracowników. Żeby działać w warunkach pandemii, musimy mieć narzędzia.

Maciej Strączyński:

Jestem mniej optymistyczny niż moi poprzednicy. Moim zdaniem nie wyjdziemy z tego w ciągu roku. Ważne jest, by dziś sędziowie, skoro nie mogą normalnie wychodzić na sale rozpraw, wykonywali wszystkie czynności, które są możliwe, w tym zapoznawanie się z aktami. Potem, kiedy sądy ruszą pełną parą, będą gotowi na to, by wyznaczyć więcej terminów rozpraw. Ale nie tyle, ile by niektórzy chcieli, bo sal nam przecież nie przybędzie.

Zdalnie i niejawnie

W tzw. tarczy 3.0 resort sprawiedliwości daje szansę sądom na załatwianie większej liczby spraw. Wiadomo jednak, że nawet to nie wystarczy. Prezesi szukają więc sposobu, jak powoli i bezpiecznie przywracać pełne funkcjonowanie sądów. Bez interwencji ustawodawczej będą z tym problemy. Liczą więc na Ministerstwo Sprawiedliwości. Chcą jednak, by to, szykując kolejne zmiany, pytało praktyków o opinię, a prezesom dało szansę na zajęcie rzeczowego stanowiska.

Joanna Bitner:

Musimy zrobić wszystko, by powoli wymiarowi sprawiedliwości przywracać pełne funkcjonowanie. Jak to zrobić? Propozycji jest kilka. Po pierwsze – należy przywrócić bieg terminów sądowych i procesowych. Po drugie – umożliwić sędziom orzekanie w składach jednoosobowych. Po trzecie – postawić na komunikację zdalną, zdalne rozprawy, a nawet posiedzenia niejawne, gdy rozprawy nie da się przeprowadzić, także w sprawach karnych. W stanie epidemii nie da się orzekać tak jak przed epidemią. Ważne, by w ogóle dało się orzekać. By z troski o reguły procesowe nie zabrać obywatelom prawa do sądu. Trzeba wyważyć standardy tego prawa i bezpieczeństwo zdrowotne. Zdalna rozprawa jest lepsza niż żadna, a posiedzenie niejawne może być lepsze niż brak wyroku. Trzeba też uelastycznić czas pracy pracowników oraz wydłużyć pracę sądów o soboty. Jestem natomiast zdecydowanie przeciwna sądzeniu na dwie zmiany. To nie byłoby efektywne.

Rafał Terlecki:

W pełni zgadzam się z twierdzeniem, że dłużej z otwieraniem sądów czekać nie można. Mam świadomość, że długo nie wrócimy do orzekania takiego jak przed pandemią, ale to nie oznacza, że sądy nie mogą się otwierać powoli, bezpiecznie. Informatyzacja wymiaru sprawiedliwości to krok we właściwym kierunku. Procesy przy wykorzystaniu wideokonferencji mają szansę wspomóc wymiar sprawiedliwości, ale problemu nie załatwią. W moim sądzie w taki sposób mogłoby się odbywać 10 do 15 proc spraw. Niewiele, ale zawsze coś. Stawiałbym także na e-komunikację z sądami. Bez znaczenia jest to, czy będzie się to odbywać za pośrednictwem platformy ePUAP czy portalu Ministerstwa Sprawiedliwości. Opowiadam się także za upowszechnieniem składów jednoosobowych i wydłużeniem pracy sądów. Jak najwięcej czynności powinno być podejmowanych na posiedzeniach niejawnych. Rozprawa powinna się stać wyjątkiem. Oczywiście zakładam też zabezpieczenie sal rozpraw i procedowanie tylko w dużych salach.

Krzysztof Kurosz:

Nie mam najmniejszych wątpliwości, że zdrowie obywateli jest sprawą najważniejszą. Trzeba jednak ważyć także inne sprawy: konstytucyjnie chronione prawo do sądu, ochronę najsłabszych, interes ekonomiczny pracowników i obywateli czy uelastycznienie godzin pracy, by pomóc urzędnikom w opiece nad dziećmi. Zgadzam się z postulatami wprowadzenia informatyzacji do wymiaru sprawiedliwości. I choć jestem wielkim jej zwolennikiem, zdaję sobie sprawę, że zdalne rozprawy wszystkiego nie załatwią. Ich wprowadzenie na większą niż dziś skalę wymaga interwencji ustawodawcy. Skoro mówimy A w tych sprawach, należałoby także powiedzieć B. Myślę o dopuszczeniu rozpraw zdalnych w sytuacji, gdy np. strony nie muszą być obecne w budynku sądu, lecz w kancelarii czy prokuraturze. Podobnie jak o upowszechnieniu postępowań niejawnych. Jeśli w sprawach gospodarczych da się taki tryb pracy sądu zastosować, to w większości spraw rodzinnych nie będzie już to możliwe. Należy więc szukać dalej. Liczę na rozpowszechnienie mediacji, która mogłaby odciążyć sądy i zadowolić szybkim rozstrzygnięciem (ugodą) obywateli.

Maciej Strączyński:

Przede wszystkim należy propozycje jak najszerzej konsultować z sędziami praktykami. Mam tu na myśli prawdziwe konsultacje, a nie takie jak przy tzw. tarczy 3.0. Projekt dotarł do mnie rano w poniedziałek, na zapoznanie się z nim i wniesienie uwag miałem 1,5 godziny. Okazało się to więc nie do wykonania, a i tak nikt uwag sędziów nie zamierzał uwzględniać.

Przy odmrożeniu sądów trzeba umożliwić jak najwięcej czynności w formie elektronicznej, i to na stałe. Nie uciekniemy przed tym i z tego należy szybko zdać sobie sprawę. Jak nigdy dotąd pilne staje się w końcu zmniejszenie kognicji sądów. Mówi się o tym od wielu lat, a władze nie robią nic. Jeżeli ma nastąpić przejście ze składów trzyosobowych na jednoosobowe, to można to zrobić ustawą nawet w sprawach rozpoczętych, pozostawiając samego sprawozdawcę. Błędem było wstrzymanie biegu terminów procesowych, bo umożliwiłoby to odwlekanie udzielenia odpowiedzi na środek odwoławczy. Póki strona ma prawo ją złożyć, nie wolno sprawy rozpoznać, a strony często zwlekają celowo, by blokować proces. Trzeba szybko z tego zrezygnować. Tak czy inaczej, nie odrobimy zaległości bez usprawnienia procedur.

Od 15 marca sądy powszechne w całej Polsce orzekają w minimalnym, tzw. pilnym, zakresie. Reszta spraw leży i czeka na lepsze czasy. Zaległości więc rosną.

„Rzeczpospolita" zorganizowała debatę z udziałem prezesów największych sądów w kraju, by dowiedzieć się, jak sobie radzą w czasie pandemii koronawirusa i jak widzą przyszłość wymiaru sprawiedliwości. Wszyscy uczestnicy okazali się zgodni: sądy powinny jak najszybciej wrócić do pracy na większą skalę, ale na nowych, wymuszonych epidemią, bezpiecznych zasadach.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Konsumenci
Sąd Najwyższy orzekł w sprawie frankowiczów. Eksperci komentują
Prawo dla Ciebie
TSUE nakłada karę na Polskę. Nie pomogły argumenty o uchodźcach z Ukrainy
Praca, Emerytury i renty
Niepokojące zjawisko w Polsce: renciści coraz młodsi
Prawo karne
CBA zatrzymało znanego adwokata. Za rządów PiS reprezentował Polskę
Aplikacje i egzaminy
Postulski: Nigdy nie zrezygnowałem z bycia dyrektorem KSSiP