Nie miejmy złudzeń: pandemia uderzyła nie tylko w gospodarkę, relacje społeczne, ale również w sądy. A kolejne tygodnie ich zamrożenia tylko potwierdzają tezę, że aby je później doprowadzić do stanu sprzed epidemii, nie wystarczą miesiące, ale trzeba będzie roku i więcej. Gdybyśmy mieli sprawne sądownictwo, szybkie i przewidywalne, baza wychodzenia z kryzysu byłaby inna. Mamy natomiast ociężałe, sformalizowane i zbiurokratyzowane sądy, niezdolne do zarządczych manewrów pozwalających uniknąć największych strat w czasie pandemii. To sprawia, że obywatele, przedsiębiorcy muszą już teraz sobie uświadomić, że ich ciągnące się latami procesy potrwają jeszcze dłużej.

Czytaj także: Sądy po zarazie muszą zacząć działać, ale będą inne

W sądach jest dziś blisko 20 mln spraw, z powodu sporu z władzą nieobsadzonych jest też 10 proc. sędziowskich etatów. Do tego dochodzi niekorzystna struktura pozwów, które trafiają lub będą trafiać do sądów w najbliższym czasie. Chodzi m.in. o dość skomplikowane, a przede wszystkim czasochłonne, sprawy frankowiczów, które już zalewają sądy, i o sprawy wynikłe z pandemii. Ta wygenerowała nowy rodzaj sporów zarówno wśród przedsiębiorców, jak i konsumentów. Aby powstrzymać straty w sądach, nie wystarczą już działania Ministerstwa Sprawiedliwości. Legislacyjne odchudzenie procesów czy tworzenie jednoosobowych składów jest bardzo ważne. Ale to prezesi sądów na własnym podwórku będą musieli znaleźć rozwiązania optymalne, biorąc pod uwagę specyfikę sądu i strukturę wpływających do niego spraw. Ministerstwo nie powinno im przeszkadzać, ale raczej tworzyć możliwości elastycznego działania.

To zły czas dla sądów, ale też czas próby, czas nie na udawaną, lecz na rzeczywistą ich reformę. Bo w starciu z koronawirusem sądy muszą się pozbyć, i to szybko, biurokratycznych nawisów, ociężałych procedur, często nieżyciowego sposobu zarządzania kadrami. Priorytetowo powinna być potraktowana tzw. ekonomika procesu, kreatywność i wykorzystywanie nowych technologii – zarówno w procesach, jak i w kontaktach z obywatelami. Kiedy epidemia się skończy, a sądy odgruzują się z nawału spraw, być może ujrzymy dzięki temu sądownictwo lżejsze, bardziej racjonalne w organizacji i przez to lepsze. Mam nadzieje, że popłynie pod nowymi żaglami.