Pana kadencja będzie trwać trzy lata. I ma pan pewność, że nikt tej kadencji nie przerwie. Inaczej niż w Polsce, gdzie przed jej upływem przerwano działalność tzw. Starej Krajowej Rady Sądownictwa i powołano nową, w sposób upolityczniony. Równie wielkie kontrowersje budzą zmiany w Trybunale Konstytucyjnym czy Sądzie Najwyższym. Czy Polskę, gdzie tak traktuje się wymiar sprawiedliwości dziś łatwo byłoby wprowadzić w szeregi państw Unii Europejskiej? Pytam, bo tego rodzaju wątpliwość głośno podnosi część prawników.
Powiem wprost. Po tym, co się w Polsce stało w ciągu ostatnich pięciu lat nikt by takiego państwa, jakim dziś jest nasz kraj do Unii Europejskiej nie przyjął. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości.
Z jakiego powodu?
Przyjęcie do UE byłoby dla nas dziś raczej niemożliwe, bo jedną z podstawowych gwarancji demokratycznego państwa prawnego - a tylko państwa wierne zasadzie demokratycznego państwa prawa mogą przystąpić do unijnej Wspólnoty - jest niezależny system sądownictwa. Tego w Polsce w zasadzie systemowo już nie ma. Zaś Unia to nie tylko wspólna gospodarka, otwarte granice, ale przede wszystkim wspólnota wartości. Do tych wartości należy to, co leży u podłoża państwa prawa.
Teoretycznie wszystkie instytucje, które istniały przed 2015 r. istnieją nadal, ale...
No właśnie - "ale". Znaczna część tych instytucji stała się ostentacyjnie, jawnie wręcz zależna od polityków. W tym, częściowo, mój Sąd Najwyższy. Mówię "mój", bo spędziłem w nim 20 lat. Dziś widzę, jak stawia się "pod ścianą" przyzwoitych sędziów, a do starych Izb SN "kuchennymi drzwiami" wprowadza się osoby, które niekoniecznie na tak zaszczytną funkcję zasługują.