Wybory parlamentarne przyniosły nieoczekiwanie kolejną odsłonę sporu o sądownictwo i jego wiarygodność po zmianach, które wprowadził w mijającej kadencji PiS. Chodzi o protesty wyborcze, które ma rozpatrywać nowo powstała w Sądzie Najwyższym Izba Spraw Publicznych i Kontroli Nadzwyczajnej. Szybko pojawiły się zastrzeżenia do bezstronności działania sędziów nowej izby, głównie ze względu na to, że w procesie ich powoływania brała udział zmieniona i politycznie wybrana Krajowa Rada Sądownictwa, rekomendująca prezydentowi ich kandydatury.

Teraz w domyśle ci nowi sędziowie mieliby odwdzięczyć się politykom, którzy wynieśli ich na te stanowiska, a chodzi rzecz jasna o obóz rządzący. Taka argumentacja czasem nawet wprost pojawiała się w wypowiedziach różnych ekspertów, a posłowie opozycji próbowali nawet wnioskować o wyłącznie całej izby z procedury rozpatrywania protestów i przekazanie ich do izby pracy. Mimo że tego rodzaju wniosek skazany był na porażkę, bo przepisy o właściwości izby i trybie wyłączania są dość klarowne. Dla politycznego efektu brnięto w upatrzoną interpretację, świadomie próbując podważyć szczelność polskiego systemu wyborczego. To chyba jednak zbyt wysoka cena, zwłaszcza że nie ma żadnych merytorycznych przesłanek, na których można oprzeć tak daleko idące tezy.

Czytaj także: Nowej izby Sądu Najwyższego nie można wyłączyć od rozpatrywania protestów wyborczych

SN o proteście PiS: mała różnica w liczbie głosów to za mało

Ale cóż, stało się, i wypada mieć nadzieję, że w ważniejszych sprawach Sąd Najwyższy zdecyduje się na w pełni jawne rozpatrywanie protestów, tak, aby uciąć wszelkie tego rodzaju insynuacje. A dla opinii publicznej śledzącej proces rozpatrywania protestów, a nawet liczenia głosów, byłaby to ważna lekcja demokracji i sygnał, że nie tylko istnieje, ale że ma się dobrze, a protest wyborczy nie jest jakimś podstępem czy próbą oszustwa, ale zwykłym elementem procesu wyborczego, który przysługuje wszystkim uczestnikom wyborów – tym rządzącym i tym w opozycji, a także zwolennikom jednej i drugiej strony. Mogą po protest sięgnąć, jeśli pojawią się wątpliwości.