Zlecenia za 5,5 mln złotych na podstawie fałszywych certyfikatów

Przedsiębiorca zdobył zlecenia warte prawie 5,5 mln na podstawie nierzetelnych dokumentów. W jego wysokie kwalifikacje uwierzyło nawet wojsko.

Aktualizacja: 23.12.2016 06:57 Publikacja: 22.12.2016 18:11

Firma Marcina P. specjalizuje się w zakładaniu monitoringu i systemów alarmowych. Właściciel chwali

Firma Marcina P. specjalizuje się w zakładaniu monitoringu i systemów alarmowych. Właściciel chwali się, że jego pracownicy mają certyfikaty „NATO secret”.

Foto: 123RF

Mariusz P., właściciel firmy zajmującej się montażem i serwisem systemów alarmowych, w osobliwy sposób walczył o intratne zlecenia. Startując w przetargach, przedstawiał dokumenty, które go wyróżniały na tle konkurentów – tyle że potwierdzały nieprawdę. Tak zdobył zlecenia warte blisko 5,5 mln zł, w tym największe na rzecz Dowództwa Operacyjnego Sił Zbrojnych.

Wpadł m.in. dzięki podsłuchom, jakie, za zgodą sądu, założyli stołeczni policjanci. Prokuratura Okręgowa w Warszawie właśnie oskarżyła przedsiębiorcę i jego wspólników – dowiedziała się „Rzeczpospolita".

– Łączna wartość przetargów, w których Mariusz P. przedłożył nierzetelne certyfikaty, wynosiła około 5,48 mln zł. Pokrzywdzone są jednostki wojskowe, Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Muzeum Zamku w Oporowie – mówi Michał Dziekański, rzecznik prokuratury.

Cenne zlecenia biznesmen zdobył w ciągu trzech miesięcy, wiosną 2014 r., gdy w cuglach wygrał przetargi m.in. na montaż i modernizację instalacji alarmowych lub przeciwpożarowych.

Charakter obiektów, zwłaszcza wojskowych, sprawiał, że stawiano wysokie wymogi. Mariusz P. deklasował konkurentów. W czym tkwił sekret?

Żeby stanąć do przetargu, trzeba było mieć odpowiednie certyfikaty potwierdzające wiedzę i doświadczenie w zakresie żądanej usługi, np. biegle znać dany system alarmowy i mieć praktykę w jego stosowaniu.

– Mariusz P. uzyskiwał od producentów i dostawców systemów alarmowych zaświadczenia i certyfikaty o odbyciu odpowiednich szkoleń. Tyle że dokumenty te były nierzetelne, bo poświadczały nieprawdę. Przedsiębiorca i jego pracownicy w szkoleniach nie uczestniczyli, a zdarzało się nawet, że takich szkoleń w ogóle nie było – tłumaczy prok. Dziekański.

Jak ustalili śledczy, „lewe" certyfikaty biznesmen złożył w kluczowym przetargu – o wartości 4,8 mln zł – na „rozbudowę i przebudowę systemów ochrony" w obiektach Dowództwa Operacyjnego Sił Zbrojnych. Drugi, mniejszej wartości – 455 tys. zł – dotyczył konserwacji, naprawy i montażu alarmów w jednostce wojskowej w Poznaniu.

Jeden z certyfikatów stwierdzał, że ośmiu, a drugi, że sześciu pracowników P. przeszło profesjonalne szkolenia w zakresie niezbędnym do zdobycia doświadczenia i wiedzy.

Dokumenty stawiały firmę P. w uprzywilejowanej pozycji i miały decydujący wpływ na wynik przetargów. Legalne zdobycie certyfikatów wymagałoby kosztownych szkoleń.

Trzeci przetarg budzący zastrzeżenia śledczych dotyczył modernizacji instalacji przeciwpożarowej w Muzeum Zamku w Oporowie (wartość 200 tys. zł). Tu miało dojść do zmowy przetargowej.

Przedsiębiorca miał wejść w porozumienie z Norbertem P. z komisji przetargowej, który tak określił wymogi, by spełniała je tylko firma P., i jeszcze przed ogłoszeniem przetargu ujawnił mu istotne informacje.

Przesłuchani w śledztwie konkurenci (złożono pięć ofert) twierdzili, że przetarg był ustawiony pod jedną firmę.

Na początku 2014 r. Norbert P. chciał się zatrudnić w firmie przedsiębiorcy. Kilka miesięcy później, po wygranym przetargu, to się udało.

– Mariuszowi P. zarzucamy posłużenie się nierzetelnymi dokumentami o istotnym znaczeniu dla uzyskania zamówień publicznych i o udział w zmowie przetargowej – mówi Michał Dziekański.

Dwaj przedstawiciele firm odpowiedzą za wystawienie nierzetelnych certyfikatów i pomoc P. w przestępstwie. Norbert P. m.in. za udział w zmowie przetargowej.

Oskarżeni nie przyznają się do winy. Potwierdzają ustalenia śledczych, ale uważają, że nie popełnili przestępstw. – Ich wersja stoi w sprzeczności z materiałem dowodowym – mówi Dziekański.

Firma przedsiębiorcy na stronie internetowej chwali się, że jej pracownicy posiadają „poświadczenia bezpieczeństwa" pozwalające na dostęp do informacji o klauzuli „ściśle tajne" i „NATO secret".

Jednak wojsko wycofało się ze współpracy z firmą. – W trakcie prowadzonej inwestycji otrzymaliśmy informacje, że firma nie będzie prowadzić dalszych prac, w związku z czym został jej cofnięty wstęp na teren dowództwa. Prace kontynuowała inna firma – mówi ppłk Piotr Walatek, rzecznik Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych.

Podległy MON Stołeczny Zarząd Infrastruktury, który prowadził przetarg i inwestycję, nie odpowiedział, czy podjął działania w związku z podejrzeniem przedstawienia przez biznesmena nierzetelnych dokumentów.

masz pytanie, wyślij e-mail do autorki: g.zawadka@rp.pl

Mariusz P., właściciel firmy zajmującej się montażem i serwisem systemów alarmowych, w osobliwy sposób walczył o intratne zlecenia. Startując w przetargach, przedstawiał dokumenty, które go wyróżniały na tle konkurentów – tyle że potwierdzały nieprawdę. Tak zdobył zlecenia warte blisko 5,5 mln zł, w tym największe na rzecz Dowództwa Operacyjnego Sił Zbrojnych.

Wpadł m.in. dzięki podsłuchom, jakie, za zgodą sądu, założyli stołeczni policjanci. Prokuratura Okręgowa w Warszawie właśnie oskarżyła przedsiębiorcę i jego wspólników – dowiedziała się „Rzeczpospolita".

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kraj
Ćwiek-Świdecka: Nauczyciele pytają MEN, po co ta cała hucpa z prekonsultacjami?
Kraj
Sadurska straciła kolejną pracę. Przez dwie dekady była na urlopie
Kraj
Mariusz Kamiński przed komisją ds. afery wizowej. Ujawnia szczegóły operacji CBA
Kraj
Śląskie samorządy poważnie wzięły się do walki ze smogiem
Kraj
Afera GetBack. Co wiemy po sześciu latach śledztwa?