Pierwszymi prezesami Sądu Najwyższego byli wcześniejsi adwokaci – Franciszek Nowodworski, Władysław Seyda i Leon Supiński. Adwokaci weszli w skład utworzonej w 1919 r. Komisji Kodyfikacyjnej RP, której celem było przygotowanie projektów regulacji ujednolicającej prawo cywilne i karne na terenie państwa. Wielu adwokatów prowadziło wykłady na uniwersyteckich wydziałach prawniczych. Wielu pełniło ważne funkcje państwowe. Nie ma więc przesady w stwierdzeniu, że w dużej mierze to właśnie adwokaci budowali struktury państwa, w szczególności sądownictwo. Warto wspomnieć w tym miejscu o Aleksandrze Mogilnickim, adwokacie, który zaangażował się w tworzenie sądownictwa w Polsce jako sędzia Sądu Najwyższego, a także prezes Izby Karnej w Sądzie Najwyższym. To on jest autorem zdania, które streszcza istotę zawodu sędziego: „Sędzia w chwili wykonywania swych czynności sędziowskich powinien być obcy wszelkim wpływom zewnętrznym. Tylko ustawa, sumienie i okoliczności sprawy mogą stanowić podstawę do wydania wyroku. Żaden zwierzchnik – czy to minister, czy prezes, czy sędzia wyższego sądu – nie ma prawa nakazywać ani nawet zlecać sędziemu, żeby tak czy inaczej w sprawie orzekał. Bezstronnie wymierzać sprawiedliwość może tylko sędzia naprawdę niezależny".
Drogowskaz na przyszłość
Takie słowa i doświadczenia przeszłych pokoleń, nasza historia, są dziś drogowskazami wskazującymi właściwe kierunki działania. Kapituła Nagrody im. Edwarda Wendego, adwokata, obrońcy politycznego w latach PRL, a po 1989 r. także polityka, przyznała w tym roku nagrodę sędziemu Igorowi Tulei. Uznano, że wydawanymi wyrokami wypełnia najwyższe standardy niezawisłości, przywołane tak dobitnie przed niemal wiekiem przez Aleksandra Mogilnickiego.
Tak jak niezawisły sąd jest fundamentem demokratycznego państwa prawnego, tak niezależna adwokatura jest gwarantem praw i wolności obywatelskich. Nie bez przyczyny zapisane jest to w ustawie – Prawo o adwokaturze. Ten zapis ma swoje uzasadnienie historyczne i przez ten pryzmat kształtujemy teraźniejszość i budujemy przyszłość.
Advocare – wołanie o pomoc. Na to wołanie adwokaci odpowiadają od lat. Wspomnę proces brzeski z 1931 r., w którym oskarżeni byli politycy opozycyjni wobec rządów sanacji. Obrońcami byli wybitni polscy adwokaci, a wśród nich dziekan stołecznej rady adwokackiej Jan Nowodworski. To on w przemówieniu jako obrońca oskarżał ówczesny system polityczny, mówiąc: „Twórcy specjalnej konstrukcji ideowej prawa państwowego, którzy głoszą, że muszą utrzymać się przy władzy, bo silny rząd to silne państwo, zapominają, że najsilniejszy nawet rząd musi upaść, jeżeli nie ma podstawy istnienia w zaufaniu narodu".
Odpowiedzieli na advocare
Po II wojnie światowej w historii adwokatury zapisały się procesy sądowe związane z wydarzeniami społecznymi, takimi jak bunt robotniczy w 1956 r. w Poznaniu, studenckie protesty w 1968 r., strajki na Wybrzeżu w 1970 r., stan wojenny w 1981 r. Wspomnę niektórych tylko spośród wielu adwokatów, którzy odpowiedzieli na advocare. To Stanisław Hejmowski, Gerard Kujanek, Michał Grzegorzewicz, obrońcy uczestników wydarzeń poznańskich z czerwca 1956 r. Obrońcami w procesach politycznych lat 60., 70. i 80. byli m.in.: Aniela Steinsbergowa, Maciej Bednarkiewicz, Czesław Jaworski, Tadeusz Kilian, Witold Lis-Olszewski, Jan Olszewski, Krzysztof Piesiewicz, Władysław Siła-Nowicki, Stanisław Szczuka, Edward Wende, Ewa Milewska-Celińska, Tadeusz de Virion, Kazimierz Ostrowski, Piotr Andrzejewski, Andrzej Kern, Anna Bogucka-Skowrońska, Jacek Taylor, Henryk Rossa i Maciej Dubois.
Takie postawy nie biorą się znikąd. Są przekazywane z pokolenia na pokolenia. Gdy w 1940 r. tzw. rada doradcza, powołana przez okupanta z warszawskich adwokatów, miała skreślić z listy adwokackiej adwokatów narodowości żydowskiej, 14 z tej rady, ryzykując życie, powiedziało „nie!". W Lublinie adw. Stanisław Kalinowski, dziekan Okręgowej Rady Adwokackiej, działacz społeczny, dzięki któremu II wojnę światową przetrwały takie dzieła jak „Bitwa pod Grunwaldem" czy „Kazanie Piotra Skargi" Jana Matejki, na listę adwokatów pochodzenia żydowskiego przeznaczonych „do wysiedlenia" z Lublina wpisał tylko siebie.